Do niedawna Gazprom podbijał w Europie rynki jeden za drugim. Kolejne koncerny i rządy podpisywały wieloletnie kontrakty. Powstaje Gazociąg Północny, w planach jest Południowy. Ale kryzys gospodarczy i spadek popytu na gaz hamuje tę ekspansję. Nie pomaga też fatalny wydźwięk powrotu Putina na Kreml. Ale najgroźniejszym przeciwnikiem Gazpromu jest dążenie Europy (i nie tylko) do liberalizacji rynków energetycznych.
27 wrześniainspektorzy Komisji Europejskiej niezapowiedzianie weszli do 20 firm zajmujących się dostawami, przesyłem i magazynowaniem gazu w 10 krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Wszystkie łączy jedno – Gazprom. Wśród badanych firm są spółki kontrolowane w całości lub częściowo przez Rosjan.
Na „czarnej liście” są m.in.: Gazprom Germania, E.ON Ruhrgas, RWE (Niemcy), OMV, Econgas, Centrex (Austria), Vemex (Czechy), SPP (Słowacja), Lietuvos dujos (Litwa), Eesta Gaas (Estonia), Overgas, Bulgargaz (Bułgaria). Dodatkowo, KE sprawdza kontrakty z Gazpromem kilku niemieckich spółek, jak też Gaz de France, włoskiego ENI czy polskich PGNiG i Gaz-System.
Bruksela pokrzyżuje plany Gazpromu?
KE podejrzewa, że kontrolowane firmy mogą być zaangażowane w antykonkurencyjne praktyki albo posiadają informacje o stosowaniu takich praktyk. Chodzi m.in. o podział rynku, ograniczanie dostępu do sieci przesyłowej gazu i dywersyfikacji dostaw oraz stosowanie zawyżonych cen.
Przez lata UE nie interesowała się działalnością Gazpromu w Europie pod kątem prawa antymonopolowego. Partnerzy rosyjskiego koncernu, jego polityczni lobbyści i niektóre rządy (z niemieckim i włoskim na czele) bardzo długo starały się chronić Gazprom przed działaniami urzędników z Brukseli.
Obecna szeroko zakrojona akcja KE to faktyczny początek wspólnej polityki energetycznej Unii – w tym wypadku na poziomie przestrzegania prawa antymonopolowego.
Weszło ono w życie wraz z tzw. trzecim pakietem energetycznym UE, w marcu br. Nowe przepisy wymagają separacji produkcji i sprzedaży gazu od jego transportu i przechowywania. Chodzi o uniknięcie monopolizacji rynków przez łańcuchy współpracujących spółek z kluczową rolą Gazpromu i jego europejskich sojuszników. W praktyce Gazprom musi zrezygnować z własności (lub pakietów udziałów) w liniach gazociągów, sieciach dystrybucji surowca i magazynach gazu w UE.
Ta walka nie będzie łatwa – bo zależy od postawy rządów konkretnych członków UE. Litwa jako pierwsza wprowadziła Trzeci Pakiet do swego prawodawstwa. Niektóre inne państwa już rozpoczęły proces legislacyjny. Ale wiele albo tego nie zaczęło, albo wręcz sabotuje nowe przepisy na swoim terytorium. Widać to zbieżność: im większe wpływy i silniejsze lobby gazpromowskie wśród polityków, tym większa niechęć do wprowadzania nowych przepisów.
Ostatnia akcja Komisji Europejskiej to także ostrzeżenie pod adresem tych państw.
Turcy przykręcają kurek
Problemy Gazprom ma też na swej południowej flance.
Turcja naciskała na Rosjan, żeby obniżył cenę sprzedawanego jej gazu, podobnie jak to uczynił już w przypadku kilku europejskich partnerów. Powód jest prosty – spadek zapotrzebowania wywołany kryzysem i spadek cen gazu w skali globalnej. Negocjacje nie udały się. W tej sytuacji turecki minister energetyki Taner Yildiz ogłosił, że Turcja nie przedłuży 25-letniego kontraktu na dostawy gazu z Rosji tzw. gazociągiem zachodnim (via Bałkany). Wygasa on z końcem tego roku.
Oznacza to, że zmniejszy się import gazu o 15 proc. Ale Ankara zapewnia że na tym nie ucierpią odbiorcy, bo i tak surowca ostatnio sprowadzano za dużo.
Drastyczna decyzja Turków ma związek nie tylko z czysto ekonomicznymi kalkulacjami. Ankara, biorąc przykład choćby z UE, zamierza zliberalizować swój rynek energetyczny. Dotychczas rząd turecki był krytykowany za byt wolne tempo i zakres rozdzielenia własności sieci gazociągów i praw do importu surowca. Monopol na oba ma teraz państwowy koncern BOTAS.
Rezygnacja przez firmę z kontraktu z Rosjanami ma doprowadzić do przejęcia tych możliwości zakupu gazu przez tureckie spółki prywatne. Rząd ma nadzieję, że na lepszych warunkach. Doprowadziłoby to do redukcji udziału BOTAS (czyli państwa) w rynku energetycznym, co jest jednym z oczekiwań, jakie UE postawiła Ankarze w rozmowach o przyszłym członkostwie.
Batalia o Ukrainę
Jednym z głównych zarzutów stawianych w Europie Gazpromowi jest niestabilność dostaw surowca. Przypomina się dwa konflikty gazowe Rosji z Ukrainą (ostatni w styczniu 2009), w wyniku których dochodziło do przerw w dostawach surowca do krajów unijnych. Ostatnio jednak wzrosły szanse na to, że ten argument Gazprom może wytrącić z rąk swoim przeciwnikom w Europie. Rosyjski koncern jest coraz bliższy osiągnięcia celu strategicznego od wielu lat – przejęcia kontroli nad tranzytowymi gazociągami biegnącymi z Rosji do UE przez Ukrainę.
24 września doszło do spotkania prezydenta Wiktora Janukowycza z duetem rządzącym Rosją: Dmitrijem Miedwiediewem i Władimirem Putinem. Wyniki rozmów oficjalnie trzymano w tajemnicy, w kolejnych dniach zaczęły one jednak przeciekać do mediów.
Kijów dąży do obniżenia ceny gazu sprowadzanego z Rosji. Moskwa proponowała, że ceną za tańszy gaz miałoby być wejście Ukrainy do Związku Celnego Rosji, Kazachstanu i Białorusi lub zgoda na przejęcie Naftohazu przez Gazprom. Sądząc po przeciekach medialnych ze spotkania w Moskwie i późniejszych oświadczeniach premiera Mykoły Azarowa, Kijów wybrał tą drugą opcję.
Powstać miałoby konsorcjum zarządzające ukraińskimi gazociągami. Jeśli potwierdzą się prasowe spekulacje, faktyczną kontrolę nad nim będzie miał Gazprom – miałby mieć wspólnie z niemieckim partnerem większość udziałów. Dwa dni po spotkaniu moskiewskim, premier Azarow powiedział, że Rosja zgodziła się na trójstronne konsorcjum (Ukraina, Rosja, UE), które raz na zawsze zabezpieczy Europę przed przerwami w dostawach gazu via Ukraina.
Dotychczas Moskwa sprzeciwiała się obecności UE w systemie ukraińskich gazociągów, preferując zdominowane przez Gazprom rosyjsko-ukraińskie joint venture. Ostatecznie osiągnięto kompromis, de facto będący zwycięstwem Rosjan. Po prostu „unijną stronę” będzie reprezentował niemiecki koncern związany interesami z Gazpromem.
Ale i na tym polu UE stawia czoła monopolistycznym zakusom Gazpromu. Kilka dni po pierwszych przeciekach na temat porozumienia rosyjsko-ukraińskiego, do Kijowa zjechali unijni urzędnicy, przedstawiając Ukrainie szczegóły wspólnego projektu modernizacji gazociągów tranzytowych. Mówiąc w skrócie: unijne pieniądze w zamian za trzymanie Rosjan z dala od jednej z najważniejszych na kontynencie rur gazowych.
Gazprom się "zagra"?
Od kilku lat Moskwa straszy Europę, że jeśli będzie robiła problemy Gazpromowi, jeśli nie zechce większej ilości surowca po odpowiednio wysokiej cenie, Rosja przekieruje dużą część eksportu do Chin. Problem w tym, że gazociąg wciąż nie jest gotowy, a Pekin okazał się twardym negocjatorem w sprawie ceny surowca. Kłopoty Gazpromu w Europie mogą jeszcze bardziej usztywnić stanowisko chińskie.
Rosja próbowała dotychczas grać na dwóch frontach. W końcu może się jednak okazać, że przegra zarówno w Europie, jak i na Dalekim Wschodzie.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24