Rząd Tuska nie wykorzystuje pieniądzy z Unii Europejskiej - wytyka była minister rozwoju regionalnego Grażyna Gęsicka. - Jesteśmy na 3. miejscu w UE - broni się obecna szefowa resortu Elżbieta Bieńkowska. Kto ma rację? Eksperci uspokajają: utrata funduszy z Unii Europejskiej nam nie grozi, ale potrzebna jest zmiana przepisów, by łatwiej i efektywniej je wykorzystywać.
Według Grażyny Gęsickiej (PiS), rząd wydał zaledwie 0,38 procent dostępnych środków z unijnych funduszy na lata 2007-2013, a nie jak wynikało z wcześniejszej wypowiedzi minister Elżbiety Bieńkowskiej - 5,3 proc. Była minister uważa też, rząd nie zrealizuje wcześniejszych planów wykorzystania pieniędzy z funduszy na rok 2009 – do końca roku planowano wydanie 16,8 mld zł. Do tej pory zostało podpisanych 6 189 umów na kwotę 8,1 mld zł a to zdaniem posłanki świadczy o zbyt wolnym tempie prac rządu.
Z tym stanowiskiem nie zgadza się aktualna minister, Elżbieta Bieńkowska. - Po roku mojego urzędowania jesteśmy na trzecim miejscu w Europie z 0,38 proc. wydatkowanych środków. Jeśli przeliczy się ten wskaźnik na liczby bezwzględne, to z kwoty 67 mld euro. Wydaliśmy dotychczas najwięcej w Europie - zapewnia.
Eksperci uspokajają
Według Sławomira Tokarskiego z gabinetu unijnej komisarz Danuty Hübner na razie nie ma ryzyka utraty pieniędzy z Unii Europejskiej. Na razie trudno jest też realnie ocenić nasze starania o fundusze unijne, ponieważ żaden z krajów nie przesłał płatności na sumę większą niż ułamek procenta.
Uspokaja również dr Marek Kozak z Uniwersytetu Warszawskiego: – Polska jest zobowiązana wydać unijne pieniądze za lata 2007-2013 do końca 2015 roku. Jeżeli przyśpieszy się podpisywanie umów, to powinniśmy zdążyć je wykorzystać - ocenił.
Poza tym pieniądze nie znikają, ale przechodzą na następne lata. - Jednak wydawanie pieniędzy które się skumulują jest mniej efektywne - przestrzega Marcin Chludziński, ekspert z Instytutu Jagiellońskiego i doradca w zakresie funduszy europejskich.
Jednak dane o transferach rządowych z Unią Europejską pokazują, że po raz pierwszy od dłuższego czasu, w ujęciu miesięcznym we wrześniu i październiku byliśmy płatnikami netto. Wprawdzie - jak wyjaśnia NBP - wynikało to ze zwiększenia w tych miesiącach polskiej składki w związku z wyższym od przewidywanego wzrostem PKB. Ale z drugiej strony wrzesień i październik były tymi dwoma miesiącami w ciągu całego roku, kiedy pieniędzy z UE napłynęło najmniej.
Potrzeba zmian w administracji
Nie grozi nam zatem utrata unijnych pieniędzy, ale problemem nadal pozostaje ich efektywne wykorzystanie. Zdaniem Marcina Chludzińskiego, problemy z dystrybucją unijnych funduszy wynikają z tego, że w Polsce obowiązują zbyt skomplikowane procedury ich przydzielania.
W kręgu osób zajmujących się funduszami krąży ilustrująca problem anegdota: jeżeli do 20 instytucji wyśle się maile z tym samym pytaniem, to otrzyma się 20 różnych odpowiedzi. – Taka jest specyfika polskiej administracji – uważa dr Marek Kozak – Tak było też w poprzednim okresie przydzielania funduszy. Potrzebna jest głęboka reforma. Jeżeli nic nie zmienimy wszystkie rządy będą doświadczać podobnych problemów.
Problem: brak zaufania
Zdaniem eksperta, państwo nie ma zaufania do krajowych beneficjentów funduszy europejskich i traktuje każdego z nich jak potencjalnego oszusta. Niezależnie od wielkości funduszy o jakie się ubiegają wnioskodawcy muszą przebrnąć przez skomplikowane procedury.
– Nie jest to wina konkretnego ministerstwa ani nazwiska, jest to szerszy problem – stwierdził Kozak. – Powolny postęp w podpisywaniu wniosków świadczy o zbyt dużej ostrożności urzędników. W poprzednich okresie kontraktowania funduszy słyszałem o przypadkach odrzucania wniosków tylko dlatego, że były podpisane długopisem niewłaściwego koloru - dodał.
Więcej zaufania do obywatela
Skomplikowane procedury ubiegania się o fundusze nie wynikają z naszych zobowiązań wobec Unii Europejskiej. System w innych krajach działa dużo sprawniej. Eksperci są zgodni: Polska nie wyciągnęła należytych wniosków z pierwszego okresu, gdy rozdzielała unijne środki.
– Musimy zmienić naszą kulturę administracyjną – radził Marcin Chludziński. Jego zdaniem, na etapie przyznawania funduszy europejskich podstawą powinna być zasada zaufania do obywatela, a kontrolować powinno się go dopiero na etapie realizacji. - U nas jest odwrotnie. Wymagamy od potencjalnych beneficjentów absurdalnych rzeczy kiedy zgłaszają się po fundusze a na etapie realizacji nie jesteśmy w stanie kontrolować tego jak one są realizowane - tłumaczył.
Mamy czas do 2013 r.
67,3 mld euro – tyle według danych Ministerstwa Rozwoju Regionalnego wynoszą fundusze Unii Europejskiej przeznaczone dla Polski w latach 2007-2013.
Ministerstwo informuje, że od początku uruchomienia programów do 28 grudnia 2008 roku złożono 38,7 tys. poprawnych pod względem formalnym wniosków. Aby je wszystkie zrealizować na dofinansowania potrzebne byłoby 69,8 mld zł.
Piotr Zabiełło-Adamczyk (SDiA)
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24