Nawet do 1 mld złotych może wzrosnąć wartość rynku alkotestów, jeżeli rząd spełni swoje zapowiedzi dotyczące obowiązku posiadania takich testów w każdym aucie. Producenci urządzeń szacują, że polski rynek może wchłonąć nawet 100 mln alkotestów. Dziś używa ich zaledwie 10 proc. kierowców.
Rząd po fali noworocznych wypadków, m.in. tragedii w Kamieniu Pomorskim, chce wprowadzić nakaz posiadania alkomatu w każdym samochodzie. Ta regulacja miałaby obowiązywać od przyszłego roku. Wciąż nie znamy szczegółów tej propozycji.
Podobne przepisy funkcjonują od lipca 2012 roku we Francji. Tam każdy kierowca musi posiadać w samochodzie alkomat, dotyczy to również turystów. Paryż wprowadził przepisy po fali wypadków spowodowanych przez pijanych kierowców. Francuskie władze szacują, że ponad 30 proc. zgonów to właśnie ofiary wypadków
Alkomaty w samochodach instalują również Holendrzy. Odpowiednie przepisy działają tu od grudnia 2011 roku. W tym kraju jest to forma kary dla kierowców przyłapanych po raz drugi na prowadzeniu samochodu po kilku głębszych. Urządzenie instalowane jest na dwa lata, a prowadzący musi dmuchnąć w niego zanim odpali pojazd. Jeśli zawartość alkoholu będzie wyższa niż 0,2 promila, samochód nie ruszy.
Rynek jest
Jak będzie w Polsce? Na razie nie wiadomo. Nieznane są też koszty. Szef rządu zasugerował, że średnia cena alkotestu, który musieliby posiadać kierowcy, to 5-10 zł.
- Wiąże się to przede wszystkim z intencją, aby ograniczyć tak zwanych przypadkowych nietrzeźwych. Ludzie w Polsce bardzo często siadają za kółkiem tłumacząc sobie, że są trzeźwi, bo pili poprzedniego dnia - mówił Donald Tusk.
W tym przedziale cenowym można znaleźć w polskich sklepach kilka jednorazowych alkotestów, które pokazują wynik zero-jedynkowo (limit przekroczony bądź nie). Jeden z producentów takich alkotestów, firma Alco2Go, najtańsze modele oferuje za 6 zł.
Firma szacuje, że w tej chwili różnego rodzaju urządzeń do badania trzeźwości - od tych najtańszych alkotestów do najdroższych, wielorazowych alkomatów - używa 10 proc. polskich kierowców.
- Liczymy, że jeżeli to prawo weszłoby w życie to zapotrzebowanie polskiego rynku, w ciągu kilkunastu miesięcy, wzrosłoby do 100 mln - licząc zarówno alkotesty jednorazowe jak i wielokrotnego użytku - mówi w rozmowie z portalem tvn24bis.pl Bartosz Lorenc, dyrektor handlowy Alco2Go.
Alkomaty wielokrotnego użytku to wydatek co najmniej 300 zł. W większości są to jednak urządzenia niespełniające żadnych norm. Za te lepsze trzeba zapłacić nawet 6 tys. zł.
Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w Polsce zarejestrowanych jest około 25 mln samochodów, w tym 19 mln osobowych. A to oznacza, że cały ten rynek może być w sumie wart nawet około 1 mld złotych.
Zarobi państwo
Krytycznie propozycję rządu ocenił były minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. Lider Polski Razem uważa, że taka regulacja byłaby de facto nowym podatkiem. Koszt wprowadzenia systemu ocenia na 250 mld zł przy założeniu, że najtańsze alkotesty kosztują ok. 10 zł.
- To, że premier chce, abyśmy wydali 250 mln na to urządzenie w sytuacji, gdy nie ma tego ani policja, ani zawodowi kierowcy prowadzący np. autobusy, to ściganie się z opozycją na demagogię i populizm. Zupełnie niepotrzebnie - stwierdził Gowin w TVN24.
Nie wiadomo również kto kontrolowałby alkomaty, których mieliby używać kierowcy. Urządzenia używane przez policję posiadają atest Głównego Urzędu Miar i co 6 miesięcy poddawane są wzorcowaniu podczas, którego określa się ich dokładność.
Więcej i drożej
Rząd chce zaostrzyć przepisy dotyczące prowadzenia pojazdów pod wpływem alkoholu. Taki kierowca traciłby prawo jazdy na okres od 3 do 15 lat i płaciłby nawiązkę w wysokości co najmniej 5 tysięcy złotych. Jego dane byłyby również upubliczniane. Osoby, które po raz drugi zostałyby przyłapane na jeździe pod wpływem alkoholu, traciłyby prawo jazdy na co najmniej 5, a maksymalnie 15 lat. W tym wypadku nawiązka ma wynosić minimum 10 tys. zł. Górny pułap wynosiłby nawet 100 tys. zł.
Autor: gry//bgr / Źródło: tvn24bis.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu