Praca, życie osobiste i przestrzeń publiczna. Przez 25 lat wolności Polska zmieniła się nie do poznania. Statystycznie zarabiamy więcej i mamy więcej możliwości, ale nasze życie prywatne jest uboższe. Sprawdź, jak zmieniła się w tym czasie Polska i Polacy.
U progu przemian zatrudnionych było w sumie 17,56 mln Polaków. Osoby niepracujące widniały w statystykach jako „zwolnieni z przyczyn dotyczących zakładu pracy„ albo „posiadający prawo do zasiłku”.
Czy się stoi, czy się leży...
W PRL bezrobocie oficjalnie nie istniało. Dążenie do jego likwidacji zostało nawet zapisane w konstytucji z 1952 r. tak samo, jak obowiązek pracy. "Praca jest prawem, obowiązkiem i sprawą honoru każdego obywatela" – czytamy w art. 14 punkcie 1.
Przy czym owa „praca” często bywała fikcją, za którą jednak przysługiwało wynagrodzenie. Któż nie zna słynnego powiedzenia: „czy się stoi, czy się leży dwa tysiące się należy”?
Pierwsze statystyki dotyczące bezrobocia (za 1989 r.) GUS upublicznił w 1990 r. Okazało się wtedy, że bez pracy było 1,1 mln osób (6,5 proc.). W kolejnych latach ta liczba wzrosła sięgając, w szczytowym momencie 1993 r., 2,89 mln osób. Dziś bez pracy jest ok. 2 mln osób (13 proc.).
Tak samo, jak liczba bezrobotnych, spada równocześnie liczba wszystkich pracujących. Dziś to 14,3 mln Polaków zarabia na emerytury dla przyszłych pokoleń.
Mniej rąk do pracy
Właśnie, emerytury. W latach 1989–2014 grono pobierających to świadczenie oraz rencistów mocno się powiększyło z 6,8 mln do 8,95 mln osób. Z jednej strony, to efekt wydłużenia przeciętnego okresu życia, z drugiej zaś, jak wymieniliśmy, coraz mniejszej liczby pracujących będącej wynikiem m.in. emigracji, a także spadającej liczby urodzeń.
I choć w ciągu 25 lat przybyło nas ponad pół miliona (z 37,99 mln do 38,5 mln), to przyrost naturalny jest ujemny. Ubiegły rok był drugim z kolei, w którym liczba ludności zmalała po notowanym w latach 2008-2011 wzroście. Według danych GUS, ubyło nas w sumie 17,7 tys.
Dla porównania, w poprzednim ustroju co roku na świat przychodziło średnio 181 tys. dzieci. Sprzyjały temu liczne udogodnienia dla młodych małżeństw, m.in. nisko oprocentowane kredyty na zakup i wyposażenie mieszkania czy bezpłatne państwowe żłobki i przedszkola. To zachęcało Polaków do zawierania małżeństw i zakładania rodzin. W 1989 r. pobrało się 255,7 tys. par, a rozwiodło 47,2 tys. 25 lat później sytuacja przedstawia się co najmniej niepokojąco. Podczas gdy liczba małżeństw spadła do 180,4 tys., to liczba rozwodów urosła do 66,1 tys.
Jak z kolei wyglądają statystyki wspomnianej emigracji? Otóż w 1989 r. wyemigrowało 26,6 tys. Polaków. W każdym kolejnym roku liczba emigrantów rosła, by w 2013 osiągnąć 32,1 tys. Szacuje się, że poza granicami naszego kraju jest ok. 2,1 mln rodaków. Tylko w ubiegłym roku przesłali do swoich rodzin w Polsce 16,8 mld zł.
Od recesji i hiperinflacji do 3-procentowego wzrostu...
Skoro jesteśmy przy pieniądzach, to warto przyjrzeć się kondycji gospodarki i złotówki z końca lat 80. i początku 90. - Co ciekawe, ta druga radziła sobie całkiem dobrze – uważa Adam Czerniak, główny ekonomista z Polityki Insight. - Złoty był, przynajmniej na papierze, bardzo mocną walutą. Według oficjalnego kursu za 100 dolarów w 1989 r. trzeba było zapłacić równowartość dzisiejszych 65 zł, a obecnie tyle samo dolarów kosztuje ponad 300 zł – mówi. - Oczywiście zakup dolarów po oficjalnym kursie był prawie niemożliwy, a na czarnym rynku dewizy kosztowały kilka razy więcej – dodaje. Tyle waluta, a co z całą gospodarką?
Na drodze do kapitalizmu w ramach „terapii szokowej”, kraj zmagał się z hiperinflacją spowodowaną urealnieniem cen oraz pikującym PKB. W 1989 r. wyniosły one odpowiednio: 351,1 proc i 0,2 proc. W kolejnym roku inflacja skoczyła do 685,8 proc., a PKB zanurkował o 11,6 proc. Wzrost cen udało się zdusić m.in. dzięki uwolnieniu importu, upłynnieniu kursu złotego i konsekwentnej polityce pieniężnej NBP. Wraz z reformami pomogło to złapać oddech gospodarce, która wchodziła w okres prosperity. Jak wynika z danych GUS, średnioroczny wzrost w latach 1992-2013 wyniósł ponad 4 proc. Z najnowszych prognoz wynika MFW, że w tym roku polska gospodarka urośnie o co najmniej 3,1 proc.
- Byliśmy w ostatnich 25 latach najszybciej rozwijającym się krajem regionu – nie kryje zadowolenia Ignacy Morawski, ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości. - Kiedy spojrzymy na historyczne wyniki różnych krajów i weźmiemy poziom polskiego rozwoju z 1989 r., to zobaczymy, że niewiele krajów na świecie osiągnęło taki wzrost gospodarczy – zauważa. Według niego, nie było jakiekolwiek realnej szansy, by zamiast w 4 proc. rozwijać się w tempie 8 proc. rocznie.
…za cenę zagranicznej kolonizacji?
Ze "zmianą na lepsze” wiążą się także negatywne skutki. „Zrozumiałem, że rozpoczyna się okres kształtowania struktury ekonomicznej Polski podobnej do tej krajach Afryki Centralnej, powodujący kolosalne straty majątku narodowego" – pisze w książce „Patologia transformacji” prof. Witold Kieżun z Akademii Leona Koźmińskiego, były kierownik projektów modernizacyjnych w Rwandzie i Burundi z ramienia ONZ. Jego zdaniem w wyniku „patologicznych prywatyzacji” zagranicznym inwestorom sprzedano dobrze prosperujące przedsiębiorstwa po „tzw. cenie rynkowej, z reguły daleko niższej od aktualnej wartości”. Dotyczy to zarówno kopalni, hut, jak i „złotych jabłek” rozwoju gospodarczego, czyli banków.
Od początku transformacji do dziś powstało 40 krajowych banków komercyjnych, z których Skarb Państwa kontroluje 5. Z kolei liczba banków spółdzielczych zmalała ponad trzykrotnie z 1663 do 569. Banków z przewagą kapitału zagranicznego jest w Polsce 57. Znaczenie ”zagranicy” rośnie, gdy popatrzymy na wartość zgromadzonych środków. Jak informuje KNF, 63,6 proc. aktywów należy do banków kontrolowanych przez zagranicznych właścicieli. Pozostałe 36,4 proc. jest kontrolowanych przez inwestorów krajowych. Adam Czerniak z Polityki Insight odmiennie ocenia wejście na polski rynek zagranicznych instytucji. - Zmiany w sektorze bankowym w ciągu ostatnich 25 lat oceniam pozytywnie. Dzięki zaangażowaniu inwestorów zagranicznych polskie banki zaczęły się szybko rozwijać, a coraz więcej Polaków miało dostęp do nowych form oszczędzania i pożyczania pieniędzy. Pomimo wysokiego udziału zagranicznych akcjonariuszy, polskie banki są w większości stabilne finansowo, a ich rentowność jest wyższa niż banków z innych krajów Unii – przekonuje.
Zarabiasz więcej
Ale okres transformacji, to nie tylko finanse i wielkie instytucje. 25. rocznica częściowo wolnych wyborów, to także dobra okazja, aby przyjrzeć się zmianom, jakie zaszły w poziomie życia Polaków i… zajrzeć do ich domów. Co tam znajdziemy? Na przykład komputery, konsole do gier, automatyczne pralki, wysokiej klasy telewizory, czyli wszystko to, o czym ćwierć wieku temu nawet nie mogli marzyć. Coraz więcej osób może również sobie pozwolić na zakup telewizora, czy samochodu, czy wyjście do kina.
- Standard życia od 1989 r. niewątpliwie wyraźnie wzrósł – ocenia Ignacy Morawski z PBP. Możemy dzięki temu kupić znacznie więcej niż w czasach PRL. - W ujęciu realnym, czyli po skorygowaniu o inflację, dochody Polaków w ciągu ostatniego ćwierćwiecza wzrosły o 55 proc., a to oznacza, że krajowi konsumenci mogą co miesiąc kupować o ponad połowę więcej towarów i usług niż w 1989 r. – wylicza z kolei główny ekonomista Polityki Insight. Dodaje, że spowodowało to wzrost sprzedaży np. sprzętu RTV, AGD, czy aut. - W znacznie wolniejszym tempie rosła, natomiast sprzedaż żywności, a spadły, natomiast zakupy używek takich, jak alkohol, czy papierosy – powiedział.
Pomimo tego, badania ankietowe wskazują, że ok. 20-30 proc. Polaków jest niezadowolonych z transformacji. Dlaczego? Zdaniem Morawskiego są trzy powody. - Po pierwsze, część osób mogła na transformacji stracić relatywnie. Jeżeli komuś poprawiło się trochę, a komuś innemu bardzo, to ten pierwszy może czuć się pokrzywdzony. Po drugie, wzrosła niepewność i ludzie odczuwają ryzyko utraty pracy, stres. Po trzecie, dla wielu ludzi PRL, to czas młodości, którą wspomina się zwykle dość dobrze. Jeżeli ktoś ma teraz 55 lat i żyje w strachu, że może stracić pracę i nie znaleźć nowej, to rozumiem, że tęskni za okresem, kiedy miał 25 lat i takiego obciążenia nie odczuwał – dodaje Morawski.
Kto by sobie poradził?
- W zachwytach nad niewątpliwym dorobkiem 25 lat, nie zapominajmy o biedzie wielu rodaków, upadku przemysłu i nauki. II RP ma tu lepszy bilans – podkreśla z kolei w rozmowie z tvn24bis.pl Piotr Wawrzyk z Katedry Europeistyki Uniwersytetu Warszawskiego. - Zawsze wśród wielkich sukcesów są jednak braki, koszty, niedociągnięcia – dodaje. Zgadza się z nim ekspert Polityki Insight. - Polska gospodarka się rozwinęła, ale kosztem wzrostu nierówności dochodowych i bezrobocia oraz poszerzeniu ubóstwa - zaznacza Czerniak. Spójrzmy chociażby na pogłębiające się nierówności. Z danych Banku Światowego wynika, że w 2011 r. do kieszeni 20 proc. najbogatszych Polaków trafiło 40,9 proc. wszystkich dochodów, podczas gdy w 1992 r. było to 35,92. Jednocześnie 20 proc. najbiedniejszych jeszcze bardziej ubożeje. Ich udział w dochodach zmniejszył się z 9,18 do 7,85 proc. - Mamy wyższą niż w PRL skalę nierówności, ale wynika to naturalnie z faktu, że w gospodarce rynkowej jedni ludzie radzą sobie dużo lepiej niż inni. W PRL było równanie w dół - uważa Morawski.
Autor: Radosław Fellner/kwoj / Źródło: tvn24bis.pl