Powstał w niewielkim przydomowym warsztacie w podwarszawskim Wołominie, ale wszędzie, gdzie się pojawi wzbudza ogromne zainteresowanie. Jego budowa trwała aż 15 lat. Oto Wiesioborghini. Materiał programu "Raport" w TVN Turbo.
Wiesław Stasiszyn od dawna chciał zrealizować swoje marzenie i posiadać niepowtarzalny supersamochód. Na portalu aukcyjnym kupił niekompletnego kit cara z lat 70. o nazwie Puma GTV. No i zaczęło się rzeźbienie. I to dosłownie.
- Najpierw była wersja z tektury, później tekturę obłożyłem gipsem budowlanym i wstawiłem w to lampy. Jak stwierdziłem, że jest ok, to zrobiłem formę, a potem finalny produkt - opowiada.
Jak celebryta
Gdy karoseria była już na finiszu Wiesław zaczął rozglądać się za podwoziem. - Postanowiłem, że zbuduje to na podwoziu od Volkswagena Garbusa, do którego najłatwiej zamontować różnego rodzaju body i różne silniki. Na początku wylądował w nim silnik od golfa II generacji, ale Wiesław uznał, że to nie to i włożył motor od Subaru Imprezy. - To jest wersja bez turbo, wolnossąca. Moc wynosi około 120 KM, a masa nie przekracza 800 kilogramów - mówi właściciel. Swój samochód budował przez 15 lat, a zwieńczeniem jego pracy miało być unikatowe wnętrze. - Jest to w pełni mój pomysł, mój projekt. Najpierw był robiony model z pianki, potem z gipsu, ze szpachli i finalnie z włókna szklanego - opowiada. Pan Wiesław żartuje, że czuje się teraz jak celebryta. Gdziekolwiek nie podjedzie, każdy chce mieć zdjęcie jego supersamochodu.
Autor: tol / Źródło: TVN Turbo
Źródło zdjęcia głównego: TVN Turbo