W weekend rozpoczęła się coroczna akcja sprzątania Biebrzy. Zorganizowano ją w ramach kampanii edukacyjnej "Wody to nie śmietnik", której celem jest zwrócenie uwagi na problem masowego zanieczyszczania cieków i zbiorników wodnych. W sobotę zebrano 200 kilogramów śmieci.
Umywalka, koło od traktora, kask rowerowy, to tylko nieliczne przedmioty, które zalegały na dnie rzeki. W ramach kampanii edukacyjnej "Wody to nie śmietnik" rozpoczęło się weekendowe sprzątanie Biebrzy. To już 23 edycja. Organizatorzy tej akcji mają nadzieje, że ich inicjatywa da do myślenia tym, którzy rzeki traktują jak pojemnik na odpady.
W sobotę zebrano 200 kilogramów śmieci. W sprzątaniu odcinka Biebrzy i jej brzegów - od plaży w Goniądzu do miejsca na wysokości mostu kolejowego w Osowcu - wzięło udział ponad 50 osób. Jak oceniają uczestnicy, śmieci było mniej niż choćby przed rokiem, ale wciąż jest co sprzątać.
- Ta akcja się zadomowiła na dobre, nawet się rozrosła, bo jest dwa razy w roku, ale to już na pewno kilkunastoletnia tradycja. W związku z tym cieszymy się, również cieszymy się, że tych śmieci jest coraz mniej - powiedział Artur Wiatr z Biebrzańskiego Parku Narodowego. - Początek sezonu i koniec sezonu to są takie dwa newralgiczne momenty, gdzie staramy się, aby przygotowując rzekę do sezonu turystycznego, przygotowując obiekty infrastrukturalne plaże i kąpieliska no żeby te miejsca były czyste, schludne, przyjazne w odbiorze.
Co można wyłowić z rzeki?
Puszki, plastikowe i szklane butelki, opakowania po zanętach wędkarskich, torebki foliowe, felgi aluminiowe, a nawet muszle klozetowe i mina przeciwczołgowa - to zdarzało się wyłowić z Biebrzy podczas corocznych akcji sprzątania rzek, organizowanych już od 23 lat. W 2020 roku tylko z tej rzeki wyłowiono 300 kilogramów, a w 2021 aż cztery tony śmieci.
Odpady są źródłem bakterii, metali ciężkich, szkodliwych substancji, chemikaliów, czy mikroplastiku, które przenikają do wody i gleby i zanieczyszczają ją. Nurkowie biorący udział w akcji próbują co roku czyścić dno rzeki i brzegi, ale niestety rok w rok zastają podobny widok.
Wystarczyły dwie godziny, żeby podczas sobotniego sprzątania siatki nie były puste. - Butelki, puszki, pudełka po przynętach od rybaków - mówił o śmieciach, które wyłowił płetwonurek.
- Każdy myśli: wypadło, wpadło, nie widać i nikt tego nie zobaczy - powiedział Tomasz Janczewski, wiceprezes grupy poszukiwawczo-ratowniczej "Scubamaniak".
"Znajdujemy telewizory, lodówki, wózki dziecięce"
- Często znajdujemy telewizory, lodówki, wózki dziecięce, tapczany, łóżka. W wodach zalega wszystko - wyliczała Agnieszka Giełżyn-Sasimowicz z Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie w Białymstoku.
Z rzeki wyłowiono na przykład oponę od traktora. - Duża oponę od traktora taką jak ja, to jest ciężko zatargać nad rzekę i to wrzucić do rzeki, no ale leżą i to w takich miejscach, gdzie jest ciężko nawet dojechać - powiedział Tomasz Janczewski.
A sprzątanie po kimś, szczególnie na dnie rzeki nie jest łatwe, bo widoczność jest ograniczona. - Oprócz zieleni , którą tutaj widzę, nic więcej nie zobaczyłem - mówił płetwonurek.
W akcji bierze udział kilkunastu płetwonurków. - Apelowałbym o to, żeby wszystkie rzeczy, które chce się wyrzucić, aby zabrać ze sobą, po prostu to nie jest nic trudnego. To jest dla takich ludzi minut, a dla nurków będzie jakieś 5-6 godzin - powiedział ratownik wodny.
"Musimy pamiętać, że zjadamy własne śmieci"
Rocznie do mórz i oceanów trafia ponad osiem milionów ton plastiku. To, co wyrzucamy do rzek, płynie dalej do Bałtyku i jest zagrożeniem nie tylko dla żyjących tam zwierząt, ale i ludzi.
- Plastik się rozkłada, zamienia się w mikroplastik, plastik zjadają ryby, a później my zjadamy te ryby, musimy pamiętać, że zjadamy własne śmieci - powiedziała Agnieszka Giełżyn-Sasimowicz.
Źródło: TVN24, Fakty po Południu, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24