Wciąż trwa usuwanie szkód spowodowanych nawałnicami, które przeszły przez Polskę w ubiegły weekend. Do piątku rano straż pożarna interweniowała prawie 23 tysiące razy.
W nocy z piątku na sobotę przez Polskę przeszedł front atmosferyczny niosący gwałtowne burze. Najgorsza sytuacja panowała na Pomorzu.
Jak poinformował w piątek rano rzecznik Państwowej Straży Pożarnej starszy brygadier Paweł Frątczak, w związku z interwencjami strażacy interweniowali już 22 931 razy. W działaniach brało udział 81 836 strażaków Państwowej Straży Pożarnej i Ochotniczej Straży Pożarnej.
Najczęściej strażacy byli wzywani na Kujawach i Pomorzu (6 838 razy). W Wielkopolsce odnotowali 5 378 wezwań, na samym Pomorzu - 3392 razy, a na Dolnym Śląsku - 1160 razy. Tylko w czwartek interwencji było 829.
Liczba budynków, które zostały uszkodzone przez nawałnice wzrosła do 4392. 3196 z nich to budynki mieszkalne, a zdecydowana większość (2688) znajduje się na Pomorzu i Kujawach.
Tysiące odbiorców bez prądu
Frątczak powiedział, że według danych z godziny 6.30 bez prądu było nadal 10 996 odbiorców. 8236 - na terenie województwa pomorskiego, 2637 - w województwie kujawsko-pomorskim i 123 - w województwie wielkopolskim.
Bilans ofiar śmiertelnych nie uległ zmianie. Zmarło sześć osób, z czego pięć poniosło śmierć na Pomorzu. Wśród nich były dwie harcerki, przebywające na obozie w Suszku. Od czwartku wzrosła liczba osób poszkodowanych - do 54, w tym 15 strażaków.
Około 7500 odbiorców w województwie pomorskim nadal nie ma prądu. Zaraz po przejściu nawałnicy, w kulminacyjnym momencie energii elektrycznej nie miało ok. 130 tysięcy gospodarstw. Wyłączone są 303 stacje transformatorowe średniego napięcia.
Dyżurny Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Gdańsku Krzysztof Lewandowski poinformował w piątek, że najtrudniejsza sytuacja jest w powiecie kartuskim, w którym energii elektrycznej nie ma ponad 4,3 tysięcy gospodarstw domowych.
Spółka Energa Operator informuje, że w kilku wsiach w gminie Dziemiany mieszkańcy będą musieli poczekać na prąd do niedzieli.
Niszczycielskie bow echo
Jak tłumaczyła synoptyk TVN Meteo Arleta Unton-Pyziołek, gwałtowna pogoda to efekt napływu gorących mas powietrza.
- Przez wiele dni płynęły do nas gorące masy znad Afryki, niosąc ogromną ilość energii. Od zachodu wtargnęło również powietrze polarne, więc uformował się front atmosferyczny oddzielający te dwie masy. W tej gorącej masie, przed głównym frontem atmosferycznym, który jest zawsze bardzo pilnowany przez meteorologów, utworzył się krótki front burzowy, tak zwana linia nawałnic, linia szkwałowa - tłumaczyła przyczynę zaistniałej sytuacji. Jedna z tych linii przekształciła się w bow echo, które, jak określa je Unton-Pyziołek jest jak "taran silnego wiatru, wiejącego równolegle do ziemi, który ścina wszystko, co ma na swojej drodze".
Na piątek i sobotę ponownie prognozuje się przejście frontu burzowego, również przez regiony, które w ubiegły weekend ucierpiały najbardziej.
Wojciech Raczyński o pogodzie w piątek i sobotę.
Autor: ao/ja / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24