Zwolennicy wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej zapowiedzieli w środę, że w razie Brexitu wprowadzą regulacje w sprawie imigracji, wzorowane na australijskim systemie punktowym. Ma to pozbawić nowych przybyszów z krajów UE automatycznego prawa do mieszkania i pracy.
Pod dokumentem przedstawiającym założenia planowanych przepisów podpisały się trzy kluczowe postaci kampanii za wyjściem kraju ze Wspólnoty - były burmistrz Londynu Boris Johnson, minister sprawiedliwości Michael Gove i minister stanu ds. zatrudnienia Priti Patel.
Czego chcą?
"Osoby chcące przyjechać do pracy lub na studia powinny być przyjmowane na podstawie umiejętności, bez jakiejkolwiek dyskryminacji związanej z narodowością. Aby uzyskać prawo do pracy, migranci ekonomiczni będą musieli mieć potwierdzone stanowisko (przed przyjazdem - red.). (W ten sposób) będziemy w stanie zapewnić, że wszyscy, którzy przyjeżdżają, będą posługiwać się dobrym angielskim" - napisali politycy w dokumencie. Nowe regulacje nie objęłyby obywateli Irlandii ani migrantów z państw UE, którzy już mieszkają w Wielkiej Brytanii, w tym ponad 850 tys. Polaków. Przedstawione w środę rozwiązanie jest oparte na australijskim systemie punktowym, którego wprowadzenia od lat domaga się lider eurosceptycznej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) Nigel Farage. Punkty przyznawane są tam w ramach kilku kategorii dotyczących m.in. wieku (preferowane są osoby w wieku 25-32 lat, dyskwalifikowane - osoby powyżej 50. roku życia), znajomości angielskiego, kwalifikacji i wykonywanego zawodu. W zależności od uzyskanej liczby punktów osoba aplikująca dostaje decyzję dotyczącą możliwości wjazdu.
Za duża migracja?
Propozycja zwolenników Brexitu to odpowiedź na wielkość migracji netto do Wielkiej Brytanii, która utrzymuje się na wysokim poziomie mimo zapowiedzi premiera Davida Camerona, że spadnie ona do "dziesiątek tysięcy". Tymczasem w 2015 roku - jak podał w ubiegłym tygodniu brytyjski urząd statystyczny - migracja wyniosła 333 tys. osób, z czego 77 tys. nie miało podpisanej wcześniej umowy o pracę. Sympatycy Brexitu sugerują, że ciągły napływ nowych migrantów do Wielkiej Brytanii z pozostałych państw UE przewyższa możliwości brytyjskiej służby zdrowia, szkół i systemu socjalnego, a istniejące regulacje, które faworyzują obywateli UE, dyskryminują obywateli pozostałych państw, w tym byłych brytyjskich kolonii. Przedstawiciele kampanii zachęcającej do pozostania w UE odrzucili proponowane rozwiązania jako nierealne i szkodliwe. Podkreślono, że wskaźnik migracji per capita w Australii jest wyższy niż w Wielkiej Brytanii, a to oznacza, że po wprowadzeniu systemu punktowego imigracja do Wielkiej Brytanii mogłaby wzrosnąć. Wskazano ponadto, że migranci z państw UE są korzystni dla brytyjskiego budżetu, co roku wpłacając do niego ponad 2,5 mld funtów netto.
Sondaże
Mimo to od publikacji danych urzędu statystycznego wskazania sondaży telefonicznych i internetowych przechyliły się na korzyść tych, którzy w czerwcowym referendum chcą głosować za Brexitem. Według środowego sondażu ICM dla "Guardiana" mają oni 4 punkty procentowe przewagi. Z kolei z badań Ipsos-MORI wynika, że 48 proc. Brytyjczyków uważa kwestię imigracji za "bardzo istotny" czynnik w podejmowaniu decyzji o tym, jak głosować 23 czerwca w referendum w sprawie dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii w UE. 55 proc. respondentów uważa, że rząd powinien mieć całkowitą kontrolę nad imigracją, nawet jeśli miałoby to oznaczać wyjście kraju ze Wspólnoty.
Co Brexit oznaczałby dla mieszkających w Wielkiej Brytanii Polaków? Zobacz materiał:
Autor: msz/gry / Źródło: PAP