Tutaj już nikt nie liczy na święta w domu. Bardziej liczymy już na sylwestra, że może uda się do sylwestra chociaż zjechać - mówił na antenie TVN24 polski kierowca Michał Sobczak, który od ponad 40 godzin czeka na wyjazd z Wielkiej Brytanii. Jak dodał na granicy jest "jeden wielki chaos" i "nikt nic nie wie".
O północy z wtorku na środę Francja częściowo przywróciła możliwość wjazdu na swoje terytorium z Wielkiej Brytanii. To efekt porozumienia, zawartego przez rządy w Paryżu i Londynie. Zgodnie z nim władze brytyjskie będą przeprowadzać testy u kierowców ciężarówek mających wjechać do Francji.
W niedzielę Francja zamknęła granicę dla przyjazdów z Wielkiej Brytanii w związku z nową odmianą koronawirusa, która rozprzestrzenia się w Anglii. Nie dotyczyło to tylko ruchu pasażerskiego, ale też transportu towarów.
Efektem zamknięcia przez Francję możliwości wjazdu było powstanie ogromnych korków przy dojeździe do Dover, gdzie znajduje się port promowy oraz wjazd do tunelu pod kanałem La Manche. We wtorek po południu liczba ciężarówek czekających na możliwość wyjazdu z Wielkiej Brytanii sięgała prawie 3000. Wśród oczekujących na wjazd do Francji jest również wielu polskich kierowców. Jednym z nich jest Michał Sobczak.
"Nikt nic nie wie"
- Stoimy cały czas tu, gdzie staliśmy. Mieli nam robić testy na obecność koronawirusa. Do tego celu miało być oddelegowane wojsko. Na razie nikt nic nie wie, wojsko nie dojechało. Wjazd do portu (w Dover-red.) jest zablokowany, podobnie jak wjazd na Eurotunel. Nie wpuszczają, testów nikt nie robi i jest jeden wielki chaos - mówił Sobczak w środę rano na antenie TVN24.
Jak dodał, na granicy czeka już od ponad 40 godzin.
Pytany o warunki sanitarne na parkingu, na którym stoi odparł, że ma dostęp do toalety i prysznica. Zaznaczył jednak, że kierowcy, którzy czekają na nieczynnym lotnisku w Manston lub na autostradzie M20 (stanowi połączenie autostrady M25 i Londynu z Eurotunelem i portem w Dover-red.) tyle szczęścia nie mają. - Wczoraj zostały im dostarczone toalety typu toi-toi, ale z tego co wiem od kierowców to już się nie nadają do użytku - powiedział.
Jak mówił "tutaj już nikt nie liczy na święta w domu". - Bardziej liczymy już na sylwestra, że może uda się do sylwestra chociaż zjechać - dodał.
Stwierdził, że kierowcy są podłamani bo według pierwszych zapowiedzi brytyjskich władz "mieli nas puścić wczoraj w nocy". – W nocy miało nastąpić otwarcie i nic się nie wydarzyło - powiedział.
"Dziwna sytuacja"
Podkreślił, że jest to "dziwna sytuacja" dla kierowców. - Promy do Holandii z kierowcami ciężarówek pływają normalnie, ale tam nikt nie wymaga żadnych testów, bo i tak 99 procent tego transportu będzie jechało tranzytem - wyjaśniał Sobczak.
- Mogę zaryzykować stwierdzenie, że 99,9 procent kierowców nawet nie zatrzyma się we Francji. Wszyscy będą jechali prosto do Belgii. Zjeżdżając do portu w Calais mamy do Belgii niespełna 40 minut drogi. Nikt we Francji nie będzie się zatrzymywał i nawet w Belgii nie musimy się zatrzymywać. Możemy przejechać tranzytem do Holandii - dodał.
- To jest jakiś pokaz siły. Walka polityczna, w której zostaliśmy zakładnikami - powiedział.
Brytyjski minister transportu Grant Shapps powiedział we wtorek wieczorem, że testy na obecność koronawirusa wśród kierowców czekających na wjazd do Francji rozpoczną się w środę. Ostrzegł jednak, że rozładowanie korków, które powstały w czasie zamknięcia granicy, może potrwać dwa-trzy dni.
Interwencja premiera
W środę szef KPRM Michał Dworczyk powiedział w Radiu Plus, że premier Mateusz Morawiecki rozmawiał z prezydentem Francji i premierem Wielkiej Brytanii o sytuacji polskich kierowców ciężarówek czekających na granicy brytyjsko-francuskiej.
Szef kancelarii premiera dodał, że także MSZ podejmuje działania w tej sprawie. - Miejmy nadzieję, że ta kwestia zostanie rozwiązania - powiedział.
Źródło: TVN24, PAP