Szef Rady Europejskiej Donald Tusk powiedział w środę dziennikarzom w Parlamencie Europejskim w Strasburgu, że dyrektywa o prawach autorskich to rozwiązanie bezpieczne z punktu widzenia wolności w internecie.
- Odnoszę wrażenie, że wiele argumentów przeciwko dyrektywie miało charakter trochę demagogiczny. Według mojej oceny nie są zagrożone wolności w internecie - oświadczył Tusk. Jego zdaniem dzięki nowym regulacjom obrona praw autorskich wreszcie doczekała się "może nie idealnych, ale sensownych rozwiązań".
Jak dodał, "istotą sprawy była fundamentalna ochrona praw autorskich i wydaje się, że podjęto trafną decyzję". - Ale rozumiem też wszystkie te obawy, emocje, szczególnie młodych ludzi. Wydaje się, że jednak one są nie do końca dziś uzasadnione - wskazał Tusk.
Dyrektywa o prawach autorskich
Parlament Europejski poparł we wtorek unijną dyrektywę o prawach autorskich. W głosowaniu 348 europosłów było za, 274 przeciw, a 36 wstrzymało się od głosu. Dyrektywę muszą teraz zaakceptować państwa członkowskie Unii Europejskiej. Przyjęcie dyrektywy oznacza dla PE koniec procesu legislacyjnego, który rozpoczął się w 2016 roku. Teraz państwa członkowskie będą musiały zatwierdzić decyzję Parlamentu w nadchodzących tygodniach. Jeśli państwa członkowskie zaakceptują tekst przyjęty przez europarlament, wejdzie on w życie po opublikowaniu w dzienniku urzędowym, a następnie państwa członkowskie będą miały dwa lata na jego wdrożenie. Dyrektywa o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym ma zmienić zasady publikowania i monitorowania treści w internecie. W założeniu ma sprawić między innymi, że właściciele praw autorskich - muzycy, autorzy scenariuszy, twórcy - będą mieli możliwość wynegocjowania lepszych umów o wynagrodzenie za korzystanie z ich utworów, gdy są one udostępnianie na platformach internetowych.
Kontrowersje
PE napisał po głosowaniu w komunikacie, że YouTube, Facebook i Google News to niektóre z tych największych firm internetowych, na które przepisy te będą miały największy wpływ. Wskazał też, że jednocześnie w efekcie wejścia w życie nowych regulacji internet pozostanie przestrzenią wolności słowa.
"Dyrektywa, mimo że wypracowana w drodze licznych kompromisów, poprawi standardy ochrony praw autorskich, wzmocni prawa wydawców i polepszy sytuację finansową dziennikarzy. Mając pełną świadomość, że znakomita większość polskich eurodeputowanych głosowała przeciw, apelujemy, by wyłączyć temat dyrektywy z bieżącej debaty politycznej" - podkreśliły we wtorkowym oświadczeniu Izba Wydawców Prasy oraz Stowarzyszenie Dziennikarzy i Wydawców REPROPOL.
Wśród przeciwników dyrektywy jest m.in. Google. "Dyrektywa o prawach autorskich została poprawiona, ale nadal będzie prowadzić do niepewności prawnej i zaszkodzi europejskim branżom kreatywnym i cyfrowym" - napisał w przesłanym do mediów oświadczeniu rzecznik Google.
Rozczarowania wynikiem głosowania jest też BEUC, europejska organizacja zajmująca się prawami konsumentów. - Pomimo ostrzeżeń, wyrażanych przez naukowców, organy ochrony prywatności, przedstawicieli ONZ i setki tysięcy konsumentów w całej Europie, Parlament Europejski dał zielone światło bardzo niezrównoważonemu prawu autorskiemu. Konsumenci będą musieli ponieść konsekwencje tej decyzji. Ich obawy zostały wyrażone głośno i wyraźnie, ale posłowie do PE zdecydowali się je zignorować - oświadczyła dyrektor generalna BEUC Monique Goyens.
Przeciwnicy tych regulacji mają wątpliwości, czy przepisy nie będą ograniczały wolności słowa w sieci. Wcześniej Polska, Holandia, Włochy, Finlandia i Luksemburg nie poparły wypracowanego porozumienia w Radzie UE w tej sprawie.
Te podziały w UE unaoczniła debata, które odbyła się krótko przed głosowaniem. Podczas emocjonalnej dyskusji część europosłów opowiedziała się za odrzuceniem dyrektywy, inni za jej przyjęciem pod warunkiem usunięcia niektórych artykułów, a część za jej przyjęciem w całości.
Sporne artykuły
Najwięcej kontrowersji budzą artykuły 11 i 13. dyrektywy, które we wtorek zostały poparte przez PE. Artykuł 13 wprowadza obowiązek filtrowania treści pod kątem praw autorskich, natomiast artykuł 11 dotyczy tak zwanych praw pokrewnych dla wydawców prasowych (obowiązku płacenia wydawcom za treści udostępniane przez internetowych gigantów).
Na mocy zmian przepisami artykułu 13 nie będą objęte: encyklopedie internetowe, takie jak na przykład Wikipedia, archiwa edukacyjne i naukowe oraz platformy pasywne (tzw. usługi w chmurze dla indywidualnych użytkowników), platformy w ramach otwartego dostępu, platformy sprzedażowe jak Ebay czy Amazon i wszystkie platformy, których głównym celem nie jest dostęp do treści objętych prawem autorskim (na przykład portale randkowe), ani ich magazynowanie. Platformy, których dotyczy artykuł 13, powinny podpisać licencje z właścicielami praw na treści chronione prawem autorskim. Jeśli platforma nie otrzyma takiej licencji, będzie musiała usunąć treści wskazane przez właściciela praw. Jeśli platforma nie dopełni obowiązków, będzie odpowiedzialna za nielegalne treści wprowadzane przez użytkowników. Start-upy będą podlegały mniejszym restrykcjom niż wielkie, od lat działające na rynku firmy internetowe. Regulacjami nie będą objęte też prace internautów takie jak memy, czy gify. Artykuł 11 odnosi się do tego, jakie elementy artykułu dziennikarskiego mogą być publikowane przez agregatory treści bez konieczności wnoszenia opłat licencyjnych. Regulacje wymagają, by platformy, takie jak na przykład Facebook, płaciły posiadaczom praw autorskich za publikowane przez użytkowników treści albo kasowały takie materiały. Wydawcy prasy będą mieli możliwość negocjowania licencji z platformami i agregatorami treści. Nowe prawo nie dotyczy prywatnego i niekomercyjnego użytkowania tekstów prasowych przez indywidualnych użytkowników, nie dotyczy również linków, a wraz z nimi krótkiego wyciągu z artykułu. Na mocy przepisów wydawcy mają obowiązek dzielenia się wpływami z nowego prawa z autorami danej publikacji.
Autor: mb / Źródło: PAP