Dziesiątki tysięcy ludzi przemaszerowały w sobotę przez centrum Londynu w proteście przeciwko polityce oszczędnościowej brytyjskiego rządu. Bo ta uderza w najsłabszych. Demonstranci zwracali uwagę, że wszystkie partie głównego nurtu mówią o potrzebie oszczędzania, podczas gdy bogaci stali się jeszcze bogatsi, a biedni - biedniejsi.
Odpalono czerwone race, gdy tłum wyruszył spod siedziby Bank of England. Nad londyńskim City uniósł się szkarłatny dym. Przygrywała orkiestra dęta, demonstranci zmierzający w kierunku Parliament Square nieśli transparenty i kolorowe baloniki. Pojawiły się wizerunki konserwatywnego premiera Davida Camerona z diabelskimi rogami i hasła wzywające do położenia kresu rządom torysów.
Rząd ratował banki, nie ludzi
Protest, deklarowany jako pokojowy, choć mający dać wyraz społecznemu oburzeniu, skierowany był przeciwko rządowym planom zredukowania wydatków budżetowych o miliony funtów szterlingów, żeby zapanować nad deficytem, który gwałtownie wzrósł, gdy państwo ratowało zagrożone banki podczas kryzysu finansowego w 2008 roku. Przywódcy związkowi i członkowie różnych ugrupowań obywatelskich połączyli siły, by zaprotestować przeciwko cięciom nakładów na świadczenia socjalne i edukację, co jest powszechnie oczekiwane, gdy w przyszłym miesiącu rząd ogłosi kolejny budżet.
Demonstranci twierdzą, że zwykli ludzie są karani za kryzys, który przecież nie przez nich został spowodowany. Zwraca się uwagę, że wszystkie partie głównego nurtu mówią o potrzebie oszczędzania, podczas gdy bogaci stali się jeszcze bogatsi, a biedni - biedniejsi. Znana piosenkarka Charlotte Church maszerowała w sobotę z plakatem, na którym wypisane było hasło wzywające do skończenia z polityką oszczędności. Organizatorzy zapowiadają, że sobotni marsz da początek kampanii protestów, strajków i nieposłuszeństwa obywatelskiego.
Autor: mn//km / Źródło: PAP