Członkowie greckiej Syrizy bacznie obserwują negocjacje, jakie ich rząd prowadzi w Brukseli. Niektórzy oskarżają UE o spisek mający na celu obalenie lewicowego rządu. W Atenach coraz częściej słychać dwa słowa: godność i walka.
- Nie wiem, czy Europejczycy w pełni rozumieją, jak wiele dla Greków znaczy poczucie honoru – zastanawia się w swoim gabinecie Michalis Spurdalakis, dziekan Uniwersytetu Ateńskiego i poseł do parlamentu z ramienia rządzącej Koalicji Radykalnej Lewicy - Syrizy. - Ludzie nie głosowali na Syrizę, bo chcieli pieniędzy. Chcieli, aby zwrócono im godność. W ciągu ostatnich pięciu lat w kraju nastąpiła kompletna demoralizacja. Dlatego ludzie chcą, aby ci, którzy ich reprezentują, robili to godnie. 60 proc. Greków popiera sposób, w jaki rząd prowadzi te rozmowy, ponad 35 proc. uważa, że jeśli się nie powiodą, lepiej będzie wstać i odejść od stołu niż znowu dać się upokorzyć - tłumaczy.
Cipras idzie na kompromis
Spurdalakis mówi, że propozycje przedstawione w poniedziałek przez grecki rząd Brukseli były daleko idącym kompromisem. Nawet gdyby to one miały być podstawą porozumienia zawartego przez Grecję z instytucjami reprezentującymi wierzycieli, premier Aleksis Cipras miałby duże trudności z przekonaniem wszystkich posłów Syrizy do poparcia ich w parlamencie. - Sam bym nie głosował na nie, jeśli nie zawierałyby także gwarancji restrukturyzacji długu i dużego zastrzyku pomocy finansowej przeznaczonej na rozwój ekonomiczny – przyznaje Spurdalakis. Według niego problem polega nie na tym, żeby podpisać porozumienie, ale na tym, aby znaleźć takie rozwiązanie, które by zagwarantowało Grecji, że wyjdzie z kryzysu i stanie na własnych nogach. - Nie ma w tej chwili chyba na świecie ani jednego ekonomisty, który powiedziałby, że spłacenie greckiego długu jest możliwe. Zawsze byłem proeuropejski, ale jeśli to, co nam Unia oferuje, ma nas jeszcze dobić, uważam, że lepszy jest rozłam. Wolę krwawić, ale walczyć, niż po prostu krwawić – deklaruje dziekan.
Grecy są wściekli
Instytucje, czyli Komisja Europejska, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, zadecydowały w czwartek, że plan Aten, opierający się w 90 proc. na zamiarze zwiększenia budżetu dzięki wprowadzeniu wyższych podatków, jest nierealny. Dlatego domagają się od Grecji kolejnych cięć budżetowych, w tym w systemie emerytalnym, których premier chciał za wszelką cenę uniknąć. W negocjacjach nastąpił pat. - Instytucje nie chcą, abyśmy wprowadzili podatek od internetowego hazardu, ale chcą, żebyśmy zwiększyli VAT na mleko do 23 proc. To niemoralne – mówi PAP Tanasis Panagopulos, dziennikarz ds. ekonomicznych piszący dla popierającej Syrizę gazety "Awgi". - Ludzie są wściekli. We wtorek, jak wyciekła propozycja Ciprasa, wszyscy mówili: OK, to będzie gorzka pigułka, ale trzeba ją będzie połknąć. Dziś sytuacja jest inna. To, co się dzieje, jest interpretowane jako brak dobrej woli ze strony instytucji - tłumaczy. Po Atenach krążą spekulacje na temat prawdziwych intencji strefy euro. - Dogmatyczna frakcja pożyczkodawców nie chce się z nami porozumieć. Chce upokorzyć Grecję i sprawić, żeby ten rząd upadł. To tego nie dojdzie – napisał na Twitterze poseł Syrizy Dimitris Papadimulis.
Z taką interpretacją zgadza się też Spurdalakis: - Syriza nie ma w Europie żadnych sprzymierzeńców. Liderzy europejscy zawsze mówili, że woleliby, aby Grecję reprezentował ktoś inny. Sposób, w jaki te negocjacje są prowadzone spowodował, iż sam uwierzyłem, że oni nie chcą porozumienia z tym rządem. Oni chcą Syrizę rzucić na kolana – ocenia poseł.
Klejne wybory?
Jest jednak przekonany, że Europa Zachodnia w dalszym ciągu nie rozumie, jaką historyczną symbolikę w Grecji ma słowo "ochi", czyli "nie". Tym właśnie jednym słowem, premier Joanis Metaksas odpowiedział włoskiemu ambasadorowi 28 października 1941 r. na ultimatum, w którym domagano się wpuszczenia na terytorium Grecji wojsk włoskich i niemieckich. - Jest taki moment w psychice Greków, kiedy przyparci do ściany, powiedzą raczej "nie", niż pójdą na narzucony siłą kompromis. Nie wydaje mi się, żeby ludzie w Brukseli to rozumieli - opowiada Spurdalakis. Także Jeorjos Kiritsis, jeden z redaktorów "Awgi", uważa, że jeśli w istniejącej w tej chwili w Brukseli sytuacji nie zajdzie żadna zmiana, Cipras może wrócić do Aten bez porozumienia. - Syriza nie ma planu B, bo zawsze wierzyliśmy, że porozumienie z Europą będzie możliwe. Ale jeśli premier zaakceptuje porozumienie, którego jego posłowie nie poprą, to albo rząd upadnie, albo to porozumienie zostanie w parlamencie przyjęte głosami opozycji, co dla premiera jest nie do przyjęcia. Dlatego być może Cipras wróci z pustymi rękami, a wtedy będziemy mieli w kraju albo następne wybory, albo referendum – przewiduje Kiritsis. Zastrzega jednak, że osobiście nie wierzy, aby Grecja rzeczywiście opuściła strefę euro i zbankrutowała. - Europy na to po prostu nie stać mimo wszystko – mówi.
Autor: km / Źródło: PAP