Dzięki zmianie czasu z letniego na zimowy zyskujemy wprawdzie nieco więcej światła, ale coraz częściej eksperci przekonują, że cofnięcie zegarków o godzinę przynosi więcej strat niż zysków.
W 2017 roku zegarki z czasu letniego na zimowy przestawiamy w nocy z soboty 28 października na niedzielę 29 października. Musimy przesunąć wskazówki zegara do tyłu, czyli z godziny 3.00 na 2.00. To oznacza, że pośpimy o godzinę dłużej.
Do rytmu letniego wrócimy dopiero w nocy z soboty 24 marca na niedzielę 25 marca 2018 roku.
Robimy tak ciągle od 1977 roku. Wcześniej ta zasada obowiązywała w Polsce okresowo: w okresie między I a II wojną światową, następnie podczas okupacji hitlerowskiej, a po wojnie w latach 1946 - 1949 i 1957 - 1964.
Obecnie wskazówki zegarków dwa razy w roku zmieniają obywatele około 70 państw na całym świecie. Zasada ta obowiązuje we wszystkich krajach europejskich z wyjątkiem Islandii i Białorusi.
Dyrektywa z Brukseli
Z pozoru to drobna sprawa, ale prawnie jest poważna na tyle, że określa ją nawet unijna dyrektywa. Urzędnicy z Brukseli już w 2001 roku uchwalili prawo, które bezterminowo reguluje obowiązujące zmiany czasu na letni i zimowy.
W dyrektywie możemy przeczytać, że "począwszy od 2002 r. okres czasu letniego kończy się w każdym państwie członkowskim o godz. 1.00 czasu uniwersalnego (GMT), w ostatnią niedzielę października".
Jako pierwsi, w 1916 roku, zmianę czasu wprowadzili Niemcy. Wszystko po to, aby ograniczyć zużycie węgla podczas I wojny światowej. Tą drogą poszły największe mocarstwa: Wielka Brytania, Rosja i Stany Zjednoczone.
Wykorzystać dzień
W założeniu czas zmieniamy po to, aby lepiej i efektywniej wykorzystywać światło słoneczne. Ma to sprawić, że więcej pracy wykonamy za dnia, a więc zaoszczędzimy energię.
Za dnia jesteśmy bowiem aktywniejsi i większość prac przychodzi nam łatwiej. Przede wszystkim nie musimy oświetlać tylu pomieszczeń, bo zrobią to za nas promienie słoneczne.
Tak było przez dziesiątki lat. Teraz jednak dużo się zmieniło i wiele osób wątpi, aby zmiany czasu wciąż miały sens. W wielu firmach i fabrykach pracuje się całą dobę, a w biurach nawet za dnia świecą się lampy, pracują maszyny i komputery.
Krytycy zmiany czasu podkreślają, że nawet jeśli oszczędzamy przez energię (wyniki badań tego jednoznacznie nie przesądzają), to w wielu miejscach, gdzie dłużej korzystamy ze naturalnego jest na tyle ciepło, że częściej włącza się klimatyzację. Zatem oszczędności pochodzące z żarówek zjadane są przez wiejące klimatyzatory.
Zdrowie podupada
Zmiana czasowa wiąże się również z rozregulowaniem organizmu. Możemy być przez to bardziej senni, rozdrażnieni. W raporcie zatytułowanym "Zła zmiana" można przeczytać, że po zmianie czasu występuje również większe ryzyko zawałów serca, wzrost liczby wypadków drogowych, występowanie zaburzeń snu, samopoczucia i nastroju.
Badania pokazują też, że w momencie zmiany czasu spada wydajność zarówno pracowników, jak i studentów, którzy osiągają znacznie słabsze wyniki w testach umysłowych.
Według "Washington Post" korzyści zmian czasu są zależne od branż. Z faktu, że słoneczny dzień jest nieco dłuższy korzystają przede wszystkim biznesy związane z aktywnością na świeżym powietrzu. Więcej zarobią zatem producenci sprzętu sportowego, właściciele wynajmujący boiska piłkarskie, czy pola golfowe. Ich klienci chętniej uprawiają sport, gdy jest naturalnie jasno.
Z większej liczby godzin z towarzyszącym klientom światłem słonecznym będą cieszyć się też sprzedawcy. Według badań to chętniej zaglądamy do sklepów, gdy jest jeszcze jasno. Unikamy centrów handlowych po zmroku - pomimo, że i tak są oświetlone tysiącami żarówek. Światło dziennie w wielu zawodach wpływa też korzystnie na wydajność pracownika (np. w budownictwie, rolnictwie).
Kto straci?
Ale nie wszyscy na dłuższym, słonecznym dniu zarabiają więcej. W niektórych branżach zarabia się bowiem po zmroku. Nie chodzi tu nawet o nocne kluby, czy bary, ale o domowe zacisze. To właśnie w nim rzadziej bywamy, kiedy na zewnątrz jest jasno.
Mniejsze zyski mają też teatry, kina i branża transportowa. Wszystko przez to, że np. pociągi przewożące osoby muszą przestać dodatkową godzinę na dworcu. To oznacza dodatkowe wynagrodzenia dla pracowników i mniej chętnych do jazdy wolniejszym o godzinę środkiem transportu. Zresztą większe pieniądze – zgodnie z prawem pracy – powinni dostać wszyscy pracujący w nocy z sobotę na niedzielę pracownicy, a zatem np. dyżurujące w szpitalach pielęgniarki i lekarze, pilnujący porządku policjanci, czy bezpieczeństwa strażacy.
Traci też sektor bankowy, ponieważ banki co pół roku muszą aktualizować swoje oprogramowanie i przeprowadzać prace konserwacyjne.
Tylko czas letni
Podział na czas letni i zimowy chce zlikwidować Polskie Stronnictwo Ludowe. Partia złożyła już do marszałka Sejmu projekt ustawy w tej sprawie, a Biuro Analiz Sejmowych wydało pozytywną opinię na ten temat.
Jak tłumaczył lider ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz propozycja PSL jest umotywowana m.in. względami ekonomicznymi, zdrowotnymi i społecznymi. Kosiniak-Kamysz wyliczał, że zmiana czasu powoduje - poza stratami ekonomicznymi - m.in. więcej wypadków samochodowych, incydentów sercowo-naczyniowych, w tym zawałów i depresje.
Autor: tol/gry / Źródło: tvn24bis.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock