- Do naszej propozycji trzeba by było dołożyć jeszcze trochę kasy rządowej. Tutaj nie było ani woli politycznej, ani tym bardziej kasy – powiedział na antenie TVN24 BiS wiceprezes Bussines Centre Club Wojciech Warski, odnosząc się do propozycji pracodawców w sprawie podwyżek dla nauczycieli.
O 8 rano rozpoczął się strajk nauczycieli organizowany przez Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych.
W niedziele, po negocjacjach ostatniej szansy w Centrum Partnerstwa Społecznego "Dialog", rząd podpisał porozumienie jedynie z oświatową Solidarnością.
W rozmowach, jako obserwator ze strony pracodawców uczestniczył też wiceprezes Bussines Centre Club Wojciech Warski.
Fundusz Pracy jest państwowym funduszem celowym, którego dysponentem jest minister właściwy do spraw pracy. Środki Funduszu Pracy pochodzą m.in. ze składek płaconych przez pracodawców, osoby prowadzące pozarolniczą działalność gospodarczą oraz zleceniodawców.
"Rząd i tak już dawno wydał pieniądze"
- Do ostatniego momentu łudziliśmy się, że te niedzielne, wieczorne rozmowy są spowodowane między innymi tym, że pojawiła się ta oferta ze strony pracodawców – podkreślił na antenie TVN24 BiS Warski.
Jak jednak dodał, "okazało się, że te rozmowy niedzielne były skonstruowane tylko i wyłącznie po to, żeby w świetle reflektorów można było z Solidarnością podpisać porozumienie".
- Ten rząd i tak już dawno wydał pieniądze, których nie ma i które będzie musiał pożyczyć. Rozumiem jego, delikatnie mówiąc "oszczędność" lub ostrożność w wydawaniu dodatkowych pieniędzy, bo to by oznaczało, że musi się jeszcze głębiej zadłużyć. To jest zrozumiałe – wyjaśniał.
Jak jednak dodał, o niskich pensjach nauczycieli było wiadomo dużo wcześniej. - Jednocześnie ogłaszano na przykład trzynastą emeryturę, zupełnie beż żadnego wahania – zaznaczył.
- Emerytów jest troszeczkę więcej niż nauczycieli, więc elektorat jest większy. Mówię to jednoznacznie i bez wahania, widzę w tym pewien cel polityczny – ocenił.
- Strona pracodawców dostrzega, że zawód nauczyciela na skutek wieloletnich oszczędności wszystkich poprzednich rządów został rzeczywiście sprowadzony na dno - stwierdził.
- Niestety w naszym społeczeństwie, mówię to z dużą przykrością, prestiż wyznaczany jest w dużej mierze zarobkami. Ci ludzie nie tylko, jak to się mówi, nie mają za bardzo co do garnka włożyć, ale też zasługują na skokowe podniesienie ich prestiżu poprzez właśnie - skoro mamy teraz koniunkturę -wyrównanie tego wszystkiego, czego nie dostali przez poprzednie lata, kiedy walczyliśmy z kryzysem albo były inne obiektywne trudności – powiedział.
- Podkreślam: podniesienia skokowego, a nie o 100, 200, czy 300 złotych – podsumował Warski.
Autor: mp//bgr / Źródło: TVN24 BiS