- Dostawałem wynagrodzenie nieprzekraczające 7 tys. zł. Dla osoby z moim wykształceniem i doświadczeniem zarobki w tej wysokości nie są satysfakcjonujące - stwierdził w rozmowie z "Menedżerem Zdrowia" Piotr Warczyński, który w styczniu przestał pełnić funkcję wiceministra w resorcie zdrowia. - Kusi powrót do zawodu lekarza, bo gwarantuje to co najmniej trzykrotny wzrost zarobków - dodał. To nie pierwszy raz, gdy w debacie publicznej pojawia się problem wynagrodzeń wiceministrów.
Piotr Warczyński od 10 stycznia 2014 roku pełnił funkcję wiceministra zdrowia w rządach kolejno Donalda Tuska, Ewy Kopacz i Beaty Szydło. 25 stycznia br. zrezygnował. Z pracy w resorcie odszedł wówczas również wiceminister Jarosław Pinkas.
"Wydałem wszystkie swoje oszczędności"
O powody rezygnacji z pracy w ministerstwie zapytał Warczyńskiego branżowy "Menedżer Zdrowia". Były już wiceminister wskazał, że chodziło w dużej mierze o "czynnik finansowy".
- Byłem wiceministrem, który dostawał co miesiąc wynagrodzenie nieprzekraczające 7 tys. zł. Dla osoby, która ukończyła trudne studia, uzyskała stopień naukowy, ma na swoim koncie pięć dodatkowych fakultetów i wieloletnie doświadczenie zawodowe, zarobki w tej wysokości nie są satysfakcjonujące - stwierdził Warczyński w wywiadzie. - Przez ponad trzy lata bycia ministrem wydałem wszystkie swoje oszczędności i zorientowałem się, że za jakiś czas nie będę w stanie spłacać rat kredytu wziętego na codzienne życie - dodał.
Jak tłumaczył, jako urzędnik państwowy był pozbawiony możliwości uzupełniania swoich zarobków, a pensje nie były wystarczająco zwiększane.
- Mniej więcej od 2006 roku wszyscy urzędnicy państwowi na stanowiskach wyższych zostali pozbawieni możliwości dodatkowej działalności. Do 2009 roku corocznie waloryzowano ich zarobki zgodnie z inflacją. Od tego roku fundusze na wynagrodzenia zostały zamrożone - mówił Warczyński.
Pytany o dalsze plany zawodowe, b. podsekretarz stanu w resorcie zdrowia odpowiedział:
- Kusi powrót do zawodu lekarza, bo gwarantuje to co najmniej trzykrotny wzrost zarobków i stabilne życie mojej rodzinie - ocenił. Jak przypomniała redakcja "Menedżera Zdrowia", Warczyński jest specjalistą chorób wewnętrznych, a tytuł doktora nauk medycznych uzyskał w dziedzinie gastroenterologii.
Debata nad pensjami wiceministrów
Wypowiedź Warczyńskiego nie jest pierwszym głosem w dyskusji o zarobkach wiceministrów i podsekretarzy stanu w ministerstwach. Wielu komentatorów wskazuje, że choć pensja rzędu 7 tys. zł dla przeciętnego Polaka to często marzenie, dla fachowców to niewiele w porównaniu z tym, co mogą zarobić w prywatnych firmach.
O niskich zarobkach urzędników, w prywatnej rozmowie, zarejestrowanej na słynnych taśmach, wspominała już kiedyś ówczesna wicepremier Elżbieta Bieńkowska. - 6 tysięcy. Albo złodziej, albo idiota. To niemożliwe, żeby ktoś za tyle pracował - mówiła podsłuchana była minister. Wtedy jej słowa PiS uznało za dowód na arogancję władzy. Po dojściu do władzy politycy tej partii sami zaczęli dostrzegać problem.
Na antenie TVN24 BiS mówił o tym pod koniec 2015 r. Henryk Kowalczyk, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów. - Są ogromne problemy z pozyskaniem podsekretarzy stanu do ministerstw, bo są tak niskie zarobki, że nikt nie chce przejść - przekonywał. - Jeżeli ktoś ma przejść z rynku finansowego, to jest to dla niego niewiele więcej niż średnia krajowa - dodał.
- Bardzo trudno znaleźć człowieka, który rzuci swoją dotychczasową pracę. Wynagrodzenia są często poniżej finansowych oczekiwań ekspertów - wtórował mu poseł PiS Jacek Sasin.
Mimo tych wypowiedzi sytuacja do dziś nie uległa zmianie. W ubiegłym roku posłowie rządzącej partii przygotowali nawet projekt zmian w ustalaniu pensji najważniejszych osób w państwie, wedle którego podwyżki mieli dostać m.in. premier, prezydent, ministrowie, wiceministrowie i posłowie. Projekt spotkał się jednak z ostrą krytyką i został wycofany.
Henryk Kowalczyk o niskich pensjach wiceministrów (wypowiedź z 4 grudnia 2015):
Autor: azb//bgr / Źródło: "Menedżer Zdrowia", tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock