Bezrobocie w marcu spadło - poinformował w piątek Główny Urząd Statystyczny. W obliczu płynących z firm informacji o kolejnych zwolnieniach grupowych ten odczyt może wydać się zastanawiający. Z zebranych przez nas danych z niemal wszystkich powiatów w kraju wynika, że to niestety tylko cisza przed burzą i prawdziwy skok bezrobocia czeka nas w kwietniu.
To, że może to być największy kryzys w ostatnich trzech dekadach, mówią zgodnie ekonomiści. Wiele osób niemal z dnia na dzień straciło pracę, inni musieli zgodzić się na obniżkę płac.
Wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz oceniła w piątek, że liczba bezrobotnych na koniec roku może wzrosnąć do 1,5 mln osób, a stopa bezrobocia nawet do 9-10 proc.
Na razie w oficjalnych danych tego nie widać. Główny Urząd Statystyczny podał w piątek, że w marcu stopa bezrobocia spadła z 5,5 pod 5,4 proc. Tak niska w tym miesiącu nie była od 30 lat. Pewnym sygnałem pogorszenia na rynku może jedynie być wzrost liczby osób "zwolnionych z przyczyn dotyczących zakładu pracy". Było ich o 8,1 proc. więcej niż w lutym i 3,9 proc. więcej niż rok wcześniej.
Analiza reporterów TVN24
Z naszej analizy wynika jednak, że prawdziwy skok bezrobocia będzie widoczny w odczycie GUS za kwiecień. Reporterzy TVN24 zebrali dane ze wszystkich powiatowych urzędów pracy w Polsce z wyjątkiem czterech - we Wrocławiu (powiat i miasto), Tomaszowie Lubelskim i Gostyninie, które odmówiły odpowiedzi. Mamy więc informacje z 376 powiatów ziemskich i grodzkich.
Z danych wynika, że tylko przez pierwsze dwa tygodnie kwietnia liczba zarejestrowanych bezrobotnych wzrosła wobec marca o 28 470 osób, czyli o 3,18 proc.
Najwięcej bezrobotnych przybyło w województwie małopolskim - 3008 osób. Z kolei największy procentowy wzrost liczby bezrobotnych odnotowano w województwie lubuskim (+5,99 proc.) i zachodniopomorskim (+5,49 proc.)
Firmy planują też redukcje etatów. Najwięcej zwolnień grupowych zgłoszono w województwie wielkopolskim i mazowieckim. Natomiast najmniej skutki pandemii widoczne są w województwie świętokrzyskim.
Jakie bezrobocie?
O przeanalizowanie zebranych przez nas danych poprosiliśmy ekonomistę prof. Mariana Nogę, byłego członka Rady Polityki Pieniężnej. Z jego wyliczeń wynika, że na kwietniowa stopa bezrobocia może sięgnąć nawet 8 procent.
Prof. Noga podkreśla, że dalszy rozwój sytuacji na rynku pracy będzie zależał od tego, kiedy i jak zacznie realnie funkcjonować wsparcie rządu dla firm. - Przede wszystkim jak najszybciej trzeba byłoby uruchomić tarczę finansową - mówi. Podkreśla jednak, że błędem jest fakt, że ta tarcza wciąż nie broni firm przed kryzysem. - Ona powinna być uchwalona na początku tych wszystkich działań - ocenia.
Ekonomista Marek Zuber mówi, że wydaje się, że pik bezrobocia nastąpi w okolicach czerwca, lipca. - Wciąż jeszcze mamy szanse, żeby na koniec roku bezrobocie było jednocyfrowe, ale będzie trudno to osiągnąć - twierdzi.
- Jeśli to się uda, to prawdopodobnie z istotną pomocą emigrantów, szczególnie Ukraińców. Spora ich część wróciła do siebie do domów, mamy zamknięte granice i to są te miejsca pracy, które się zwolniły. Oczywiście pytanie, czy nasi rodacy będą chcieli te miejsca pracy brać, bo w dużej mierze są one jednak, jeżeli mogę użyć takiego słowa, nieco gorsze - dodaje.
Bezpieczne branże?
W ocenie Zubera najlepiej poradzą sobie branże takie jak przetwórstwo przemysłowe, przemysł i wszystko, co z tym związane, zarówno automotive, jak i duże AGD. – Tam sytuacja powinna być relatywnie najlepsza. Budowlanka, mamy oczywiście informację, że to dość mocno spadł w tej chwili popyt na mieszkania, ale nie sądzę, żebyśmy obserwowali tutaj jakiś kataklizm. Raczej to będzie spadek cen, hamowanie, jeżeli chodzi o nowe inwestycje, ale nie załamanie totalne - ocenia.
Najtrudniej będzie w turystyce, hotelarstwie i imprezach masowych. - Nie sądzę, żeby w ciągu dwóch miesięcy zezwolono w Polsce na organizację dowolnych imprez, to raczej będą ograniczone ilości uczestniczących. Jeśli chodzi o hotelarstwo, nie sądzę, żeby Polacy nagle zaczęli jeździć i korzystać z hoteli. Jedyne, co może przyspieszyć w tym obszarze, to działalność hotelarska biznesowa - mówi Zuber.
- Jeśli chodzi o gastronomię, to jeśli zostanie otwarta, to będzie mocne odbicie od zera, ale sądzę, że będziemy mogli osiągnąć 50, może 60 procent od zamknięcia tej branży, ale tych poziomów , które obserwowali restauratorzy w zeszłym roku, to w tym roku nie osiągniemy, nie ma na to żadnych szans - dodaje.
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock