Rząd Beaty Szydło planuje w trybie pilnym znowelizować budżet państwa na 2015 rok zwiększając deficyt o 3-4 mld zł. - To gest polityczny. Nowa ekipa chce powiedzieć, że zastała fatalny stan finansów i gospodarki - uważa prof. Witold Orłowski. Ekonomista PwC dodał, że dane GUS-u pokazują, że "żadnego dramatu ani w finansach, ani w gospodarce nie ma".
Ministerstwo Finansów w trybie pilnym opracuje nowelizację budżetu na 2015 roku, która "zwiększy deficyt o sumę ok. 3-4 mld zł" - poinformował resort finansów. Projekt nowelizacji ma trafić pod obrady rządu we wtorek. Ta informacja wywołała zaniepokojenie specjalistów.
Nowe wydatki
Zdaniem prof. Andrzeja Bienia ze Szkoły Głównej Handlowej nowelizacja budżetu była potrzebna, bo po stronie wydatków pojawiły się nowe pozycje, których poprzedni rząd nie uwzględnił.
- To logiczne, że jeśli są nowe projekty dotyczące wydatków, to potrzebne są zmiany w budżecie. Jednak pojawia się kwestia zwiększenia deficytu budżetowego, a to grozi przekroczeniem progu 3 proc. w zakresie relacji do PKB, a to grozi znowu nałożeniem procedury nadmiernego deficytu, z której wyszliśmy w czerwcu tego roku. To wiąże się z konsekwencjami np. w postaci ograniczenia funduszy unijnych. To może być groźne - uważa prof. Bień.
Jest dramat?
Natomiast prof. Witold Orłowski, główny ekonomista PwC uważa, że nowelizacja tegorocznego budżetu oznacza, że ze strony ministra finansów płynie komunikat, że jest "jakiś dramat w finansach". - Oczywiście nic nie zmienia się w wydatkach, ale nie starczy pieniędzy do końca roku na wydatki, trzeba gwałtownie zwiększyć prawo do zaciągnięcia dodatkowych 3-4 mld złotych zadłużenia, bo inaczej zabraknie pieniędzy w kasie państwowej. Szczerze mówiąc nie znam żadnego analityka, który by twierdził, że taka sytuacja jest rzeczywiście dziś w budżecie - mówił prof. Orłowski i dodał, że prawdopodobnie chodzi o gest polityczny.
Wbrew danym
- Minister chce dać do zrozumienia, że sytuacja finansów publicznych jest dużo gorsza niż wszyscy myślą. A jak to zrobić skoro nie ma większego deficytu? Najprościej jest zaproponować zwiększenie deficytu o kwotę, która sugeruje, że w budżecie jest bardzo niedobrze. Nowa ekipa chce powiedzieć, że zastała fatalny stan finansów i gospodarki. A dane GUS-u pokazują, że żadnego dramatu ani w finansach ani gospodarce nie ma - dodał prof. Orłowski.
Zdaniem prof. Bienia nie ma żadnych przesłanek ani danych statystycznych, które mówiłby o tym, że jest problem ze zrealizowaniem tzw. wydatków obligatoryjnych. - To nie są tajne dane. Nie ma żadnych sygnałów, aby następowało jakiekolwiek załamanie - mówił prof. Bień.
Autor: msz/gry / Źródło: tn24bis.pl,
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock