Chiny w ostatni weekend obniżyły stopy procentowe. Zrobiły to już drugi raz w ciągu czterech miesięcy. Jednocześnie pozwoliły na największe od ponad dwóch lat osłabienie chińskiej waluty wobec dolara. Coraz częściej słychać głosy światowej opinii publicznej, że te ruchy, to nerwowe reakcje Pekinu w obliczu coraz większego spowolnienia gospodarczego w Chinach. Jeśli Chiny wpadną w jakiś większy kryzys gospodarczy, to jego negatywne skutki będą odczuwalne na całym świecie.
Dziwna obniżka
Obniżka stóp wzbudziła ogromne podejrzenia na całym świecie, bo decyzję podjęto w bardzo nietypowym momencie – tuż po trwających tydzień obchodach Nowego Roku i tuż przed coroczną sesją chińskiego parlamentu (początek w czwartek). To na tej sesji władze państwa i partii mają oficjalnie podać cel do osiągnięcia na ten rok, jeśli chodzi o wzrost gospodarczy. W 2014 r. było to 7,4 procent i był to najsłabszy wynik chińskiej gospodarki od początku lat dziewięćdziesiątych. Teraz podobno cel zostanie obniżony do 7 procent, a może nawet poniżej tej wartości. Wzrost o 7 procent w Europie spotykałby się z masowym zachwytem, ale w Chinach to naprawdę mało.
Jeśli bank centralny obniża stopy tuż przed takim komunikatem, to zapewne nie po to, żeby pobudzić gospodarkę do szybszego wzrostu. Robi to po to, aby zahamować narastające spowolnienie tak, aby chociaż te 7 procent było do osiągnięcia. Czyli można podejrzewać, że sytuacja w chińskiej gospodarce szybko się pogarsza, a moment ruchu chińskiego banku centralnego świadczy o tym, że chińskie władze mają poczucie, iż tracą kontrolę nad sytuacją.
Problem z rynkiem nieruchomości
Kryzys finansowy może wejść do Chin tymi samymi drzwiami co do USA w 2007 r. – od strony rynku nieruchomości. Ceny nieruchomości w Chinach już spadają i wszyscy widzą, że to nie jest krótkoterminowe wahnięcie.
Domy i biurowce budowano za pieniądze pożyczone z banków, bez badania rynku i sprawdzenia, czy w ogóle jest popyt np. na nowe centra handlowe. W ten sposób pobudowano miasta widma, bez ludzi. Chodziło głównie o to, aby lokalny samorząd wykonał plan, zlecając przy okazji budowę firmom "szwagra/wujka/kolegi" i korzystając na dobrze zakorzenionej korupcji.
Teraz to wszystko się sypie, bo po pierwsze deweloperzy zadłużyli się już tak bardzo, że bardziej się nie da, a po drugie w tak zwanym międzyczasie zmienił się układ personalny w partii komunistycznej i nowa władza na serio walczy z korupcją. Pojawiają się więc pierwsze chińskie bankructwa – rzecz kilka lat temu nie do pomyślenia. Pogarszają się też portfele kredytowe w bankach, bo wartość pustych nieruchomości trzeba urealniać. Wzrost płac i bardzo słaba koniunktura u najważniejszych partnerów handlowych Chin w Azji, czy Europie powoduje, że eksport nie rośnie już tak ładnie, jak kiedyś, a na konsumpcję gospodarka chińska nie zdążyła się przestawić.
Ci bogatsi wolą konsumować w Londynie i Nowym Jorku, a reszta Chińczyków nie ma pieniędzy na konsumpcję, a zwłaszcza na jej szybki wzrost. Nie można wykluczyć, że za kilka miesięcy w Chinach pojawi się deflacja – kolejna rzecz parę lat temu nie do pomyślenia.
Teraz kluczowe jest to, czy Chinom uda się proces spowalniania gospodarki kontrolować, nie dopuszczając do jakiegoś żywiołowego załamania, czy im się to nie uda i będzie kryzys na całego. Do tej pory wszyscy byli przekonani o tym, że sobie poradzą, ale ostatnie coraz częstsze i na dodatek stojące w sprzeczności do tego, co było jeszcze rok temu, posunięcia banku centralnego stawiają nad tą tezą duży znak zapytania.
Problem polega na tym, że chińskie władze nigdy nie przerabiały „na żywo” fazy cyklu gospodarczego, w którą właśnie wchodzą. Teoretycznie na pewno są przygotowani, ale w praktyce zadanie przeprowadzenia chińskiej gospodarki przez turbulencje może okazać się niezwykle trudne.
Co nas to obchodzi?
Chiny są daleko, ale powiązań gospodarczych jest cała masa, zwłaszcza że to, co dzieje się na chińskim rynku ma kluczowy wpływ na światowe ceny wielu dóbr i surowców. Zapewne trudno byłoby wytłumaczyć górnikowi z Kompanii Węglowej, że musi stracić pracę, bo PKB Chin rośnie już tylko o 7 procent, a nie o 11 procent jak kiedyś. Brzmi to faktycznie dziwnie, ale tak właśnie jest.
Spowolnienie w Chinach to mniejsze zapotrzebowanie na całą masę surowców, także na węgiel, więc węgiel tanieje. Jeśli tanieje w Chinach, to po chwili w Europie też tanieje. A jeśli przez kryzys w Chinach na przykład Volkswagen zacznie sprzedawać tam mniej samochodów, to może będzie musiał ograniczyć produkcję. Nikt nie zagwarantuje, że nie zrobi tego akurat w Polsce. Takich powiązań może być więcej. Chiny to druga największa gospodarka na świecie, a w ostatnich latach zdecydowanie najważniejsza dla światowego wzrostu gospodarczego.
Teraz gospodarczy układ sił na świecie znów się zmienia. Na pozycję lidera wracają Amerykanie z gospodarką rozkręconą na tyle, że już na serio przygotowują się do pierwszej od lat podwyżki stóp procentowych. Strefa euro po kilku latach stagnacji zdradza pierwsze, jak na razie blade, ale jednak oznaki ożywienia. Tymczasem Chiny z miesiąca na miesiąc wyglądają coraz gorzej.
Proszę uważać na ten kraj, może być ciekawie.
Autor: Rafał Hirsch / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock