Stolicę zablokują dziś taksówkarze. To ich forma sprzeciwu wobec braku regulacji i ochrony rynku przewozu osób przed szarą strefą. Po polskich miastach jeździ i zarabia na tym coraz więcej osób, które nie posiadają ani uprawnień, ani nie płacą podatków.
Kiedyś większość takich przejazdów realizowali "night driversi" na telefon. Ale czasy się zmieniły i na rynku przybywa aplikacji, które pozwalają skojarzyć potencjalnego pasażera z kierowcą, który chce zarobić na takiej formie przejazdu.
Jest zatem szybko, tanio i dyskretnie. I na pierwszy rzut oka zyskują na tym wszyscy: zarówno pasażerowie, jak i kierowcy, którzy pracują w takim systemie.
Ale jest też druga strona medalu: na takim modelu tracą przede wszystkim tradycyjni przewoźnicy, czyli taksówkarze z licencjami.
Większość europejskich stolic już zaliczyła dyskusję i protesty związane z brakiem regulacji chroniących tradycyjne firmy taksówkarskie przed agresywną polityką "przewoźników z aplikacji". Tak było w Niemczech, Belgii, Francji, Hiszpanii.
O które aplikacje chodzi?
Głównie o Ubera. Ta amerykańska aplikacja to wróg numer jeden, masowo przeciwko tej korporacji (bo ten start-up urósł i funkcjonuje już, jako sprawna duża firma) protestują wszyscy zawodowi przewoźnicy: od Nowego Jorku po Tokio. W Polsce działa w Krakowie, Warszawie, Trójmieście.
Uber pozwala na zamawianie przejazdów przy użyciu aplikacji. Przejazdy te realizują kierowcy zarejestrowani w serwisie, ale nie posiadający licencji taksówkarskiej.
Niedawno w prasie pojawiły się jednak zarzuty, że Uber w Polsce to nie sieć kierowców, którzy chcą dorobić (pierwotny model biznesowy), ale zorganizowany biznes dysponujący jednolitą flotą.
Główny zarzut wobec firmy to stosowanie dumpingowych cen. Ale przeciwnicy Ubera zwracają również uwagę, że firma nie płaci w Polsce podatków, a kierowcy nie wystawiają paragonów.
Uber to jednak nie jedyna taka aplikacja - o tej po prostu jest najgłośniej. W internecie funkcjonują ich dziesiątki, zarówno o zasięgu globalnym, krajowym, jak i lokalnym.
Ale na mieście nie brakuje również tradycyjnych "nocnych kierowców", czyli kierowców na telefon, którzy również poruszają się nieoznaczonymi pojazdami. Bardzo często są o wiele tańsi od tradycyjnych taksówek, ale należy przyznać, że zazwyczaj nie płacą podatków i omijają obowiązujące przepisy.
Autor: gry / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock