To była komisja, która miała służyć zniszczeniu byłego premiera Donalda Tuska i byłego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, to się nie udało; raport może mieć 700 stron, ale i tak jest jednym wielkim zerem - mówił w środę poseł PO-KO Krzysztof Brejza podczas posiedzenia komisji śledczej do spraw Amber Gold. Krytycznie do dokumentu odniósł się także Witold Zembaczyński (Nowoczesna).
Szefowa komisji śledczej Małgorzata Wassermann (PiS) przekazała pozostałym członkom komisji projekt raportu końcowego i zaprezentowała go na środowym posiedzeniu. Zdaniem Wassermann postępowania prokuratorskie dotyczące Amber Gold były prowadzone nieprawidłowo, a Marcin P. był "słupem" i nie wszedł w działalność lotniczą "w sposób dobrowolny".
- Zbliżają się kolejne wybory, to trzeba coś odpalić. Nie ma tu żadnej merytoryki, jest czysta polityka - komentował w środę projekt raportu poseł PO-KO Krzysztof Brejza.
Jak dodał, komisja została powołana z naruszeniem prawa, gdyż największemu klubowi opozycyjnemu, klubowi PO-KO, przypadło tylko jedno miejsce. - Styl pracy, zadawania pytań, styl przesłuchiwania, bardzo często upokarzanie niektórych świadków, zwłaszcza tych, których się nie lubi z przyczyn politycznych - wyliczał polityk.
"Wyszedł kapiszon"
Jak dodał, "były też momenty zupełnego skandalu" - dodał mówiąc, że były "próby obciążania" syna premiera Donalda Tuska, Michała Tuska, który współpracował z liniami OLT Express należącymi do Amber Gold.
- To była komisja, która miała służyć zniszczeniu Donalda Tuska i komisja, która miała służyć zniszczeniu (b. prezydenta Gdańska) Pawła Adamowicza. Nie udało wam się ani pierwsze, ani drugie - stwierdził Brejza pod adresem posłów PiS.
- Raport może mieć 700 stron, ale i tak jest jednym wielkim zerem. Z wielkiego polowania, z wielkiej nagonki, wyszedł kapiszon i to podmokły kapiszon - mówił poseł PO-KO.
Brejza zapowiedział także, że przygotuje zdanie odrębne do raportu "z dwoma zawiadomieniami" do prokuratury. Jedno z nich miałoby dotyczyć b. przewodniczącego KNF Stanisława Kluzy, drugie - prokuratora Piotra Wesołowskiego.
Superzłoczyńca
- Powstało to autorskie dzieło pani przewodniczącej, taki kryminał archeologiczny, z którego założenia miało wynikać, że superzłoczyńcą był Marcin P., a we wnioskach końcowych okazuje się, według pani przewodniczącej, że superzłoczyńcą jest Donald Tusk. To jest szczególnie przykre - tak przedstawiony przez przewodniczącą komisji raport komentował z kolei Witold Zembaczyński (Nowoczesna).
Poseł pytał Wassermann, w związku z jej stwierdzeniem, że szef Amber Gold Marcin P. był tylko tzw. słupem, czy można stawiać takie tezy, kiedy państwo pod rządami PiS nie zdobyło na to żadnych dowodów.
- To jest wszystko w zakresie wyobrażeń, konfabulacji, jakichś opowieści. Szczególnie bulwersujące jest to, że tak ograne zaangażowanie aparatu biurokratycznego państwa do pracy w tej komisji, posłów, mediów, doradców i wszystkich waszych urzędników, właściwie nie doprowadziło do niczego - stwierdził.
Zapowiedział też, w imieniu Nowoczesnej, że złoży zdanie odrębne do raportu przedstawionego przez Wassermann.
- W każdym punkcie, w którym są domniemania, a nie fakty, w każdym punkcie, w który pani coś sugeruje, wklejając poszczególne wypowiedzi świadków, a nie ma na to żadnych materialnych dowodów, będziemy zgłaszać poprawki - zapewniał.
"Potężny materiał niejawny"
Pytał też Wassermann, czym był "ten mistyczny układ gdański".
- Cały czas (w projekcie raportu - red.) słyszę takie sugestie, że ten układ funkcjonował. Pani udowadnia, że Marcin P. nie był w stanie działać sam. Gdzie są na to wszystko dowody? Po co tyle bicia piany, kiedy ona opadła, a bąbelki medialne pękły i okazało się, że pośrodku jest naprawdę niewiele dowodów, lecz większość domysłów. Co z tym całym materiałem niejawnym - mówił Zembaczyński.
Pytał, "dlaczego tak potężny materiał niejawny w tak skromnej części został odtajniony, skoro jest tak istotny".
- Trudno oczekiwać od tego raportu, który powstawał, z pominięciem merytorycznego głosu Nowoczesnej, PO czy PSL-u, obiektywizmu - mówił Zembaczyński.
Ocenił, że wnioski końcowe przedstawione w raporcie przez Wassermann są "druzgocące".
- Wszystko, co państwo wypisują, że sprawa Amber Gold pokazała jak w soczewce, że państwo polskie w latach 2009-2015 było takie, siakie i owakie, (...) to można bezpośrednio pasem transmisyjnym przełożyć na obecną skuteczność państwa polskiego - powiedział.
Dodał, że styl pracy komisji, używanie przez Wassermann w pytaniach np. do syna Donalda Tuska, Michała stwierdzeń, jak "kto go zwerbował do pracy w Amber Gold", najlepiej obrazuje filozofię przewodniczącej komisji.
- To jest filozofia, która zaprzecza fundamentom założenia, jakim miało być odbudowanie zaufania społeczeństwa do Sejmu RP, poprzez zajęcie się pracą nad aferą Amber Gold - powiedział Zembaczyński.
Komisja ds. Amber Gold
Celem powołanej w lipcu 2016 r. komisji śledczej było zbadanie i ocena prawidłowości i legalności działań podejmowanych wobec Amber Gold przez rząd, w szczególności ministrów: finansów, gospodarki, infrastruktury, spraw wewnętrznych, sprawiedliwości i podległych im funkcjonariuszy publicznych. Od początku funkcjonowania komisja przesłuchała 150 świadków, zapoznała się też z dokumentami.
Do zadań komisji należało też zbadanie działań, jakie podejmowali w sprawie spółki: prezes UOKiK, Generalny Inspektor Informacji Finansowej, prezes Urzędu Lotnictwa Cywilnego, a także prokuratura oraz organy powołane do ścigania przestępstw, w szczególności szefowie ABW i CBA oraz Komendant Główny Policji i podlegli im funkcjonariusze publiczni. Komisja śledcza miała także zbadać działania podejmowane ws. Amber Gold przez Komisję Nadzoru Finansowego.
Autor: kris//dap / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24