Skrajnie źle oceniamy działalność prokuratury, służb specjalnych, policji oraz resortu transportu - stwierdziła w środę szefowa komisji śledczej do spraw Amber Gold Małgorzata Wassermann z Prawa i Sprawiedliwości. Jej zdaniem po trzech latach prac komisji nie ma wątpliwości, że Marcin P. był "słupem" i nie wszedł w działalność lotniczą w sposób dobrowolny.
Przedstawiając projekt raportu komisji, Wassermann (PiS) mówiła, że większość instytucji państwowych ocenianych przez komisję śledczą, w latach 2009-2012 "bardzo daleko posunęło się w niedopełnianiu swoich obowiązków".
- Ocena prokuratury jest skrajnie zła. Myślę, że tak prowadzonego postępowania nikt z prawników dawno nie widział. Przez dwa lata w prokuraturze rejonowej nie wykonano najbardziej elementarnych i podstawowych czynności - podkreśliła Wassermann.
"Udokumentowana wiedza"
- Skrajnie źle oceniamy przede wszystkim działalność służb specjalnych oraz policji pod przewodnictwem, tutaj na samej górze, pana ministra Jacka Cichockiego - powiedziała przewodnicząca komisji śledczej.
Wassermann mówiła, że Cichocki "aby ukryć te działania zwłaszcza po stronie policji, ale również ABW (...) po pierwsze przemilczał fakt, w ogóle prowadzenie tej sprawy (dot. Amber Gold), podczas debaty sejmowej 30 lipca 2012 r. A po drugie udzielił Sejmowi, a co za tym idzie opinii publicznej, nieprawdziwej informacji o tym, że służby specjalne prowadziły działania w stosunku do grupy spółek Amber Gold i OLT, działania analityczne od roku 2012 roku, od marca".
Jak stwierdziła, ta informacja "była informacją nieprawdziwą". - Prawdziwa informacja jest taka, że służby specjalne posiadały udokumentowaną wiedzę o szykującej się przestępczej działalności OLT, czyli wejścia w linie lotnicze przez Marcina P., od sierpnia 2011 roku - powiedziała Wassermann.
Dodała, że drugim resortem, który jest oceniany przez nią i prezydium komisji "skrajnie źle" jest Ministerstwo Transportu i Budownictwa pod rządami ministra Sławomira Nowaka. Mówiła, że Urząd Lotnictwa Cywilnego podległy temu resortowi utrzymywał, a nawet rozszerzał koncesję dla spółek OLT, mimo że spółki nie spełniały przewidzianych prawem wymagań.
Wassermann mówiła, że Nowak jako jedyny minister posiadał uprawnienia w postaci "możliwości wydawania decyzji o zamknięciu działalności przez odebranie koncesji z rygorem natychmiastowej wykonalności". - To oznacza, że pan minister Nowak mógł przeciąć tę działalność w ciągu jednego dnia - powiedziała przewodnicząca komisji śledczej.
"Marcin P. był tak zwanym słupem"
Szefowa komisji śledczej oceniła, że po trzech latach prac komisji śledczej nie ma żadnych wątpliwości, że szef Amber Gold "Marcin P. był tak zwanym słupem" i "nie wszedł w działalność lotniczą w sposób dobrowolny".
- P. prowadził oficjalnie tę działalność, P. dawał sobie z tym radę, natomiast na pewno nie był osobą, która tę działalność wymyśliła i przeprowadziła - powiedziała Wassermann. - Przed komisją stawały osoby, które twierdziły, że Marcin P. to wszystko wymyślił. Twierdzili tak głównie ci funkcjonariusze, których zadaniem było wyjaśnienie, kto stoi za Marcinem P. i skąd poszły pierwsze pieniądze. Skoro tego zadania nie wypełnili, to przedstawiali stanowisko, z którego wedle nich wynikało, że on tego dokonał samodzielnie - mówiła. Zwróciła uwagę, że podczas przesłuchania P., gdy był on pytany, czy ktoś za nim stał, "nastąpiła cisza, po czym P. odpowiedział: uchylam się od odpowiedzi na to pytanie".
18 tysięcy tomów akt
Szefowa, podsumowując prace komisji, podkreśliła, że nim nastąpiły pierwsze przesłuchania, członkowie komisji musieli zapoznać się z materiałem dowodowym. - Był to największy materiał dowodowy, jaki wpłynął w historii Sejmu. Akta główne miały 18 tysięcy tomów - zaznaczyła.
Wassermann zwróciła uwagę, że od momentu powstania komisja współpracuje z prokuraturą, która prowadzi kilka postępowań dotyczących Amber Gold. - Od momentu zmiany w prokuraturze oraz powstania komisji śledczej, poza Marcinem i Katarzyną P., 15 dodatkowych osób ma postawione zarzuty - podkreśliła szefowa komisji.
Zaznaczyła ponadto, że zadaniem komisji było zbadanie instytucji państwowych podlegających kontroli Sejmu. - Komisja nie miała prawa ani obowiązku badania przestępstwa popełnionego przez osoby prywatne. Co za tym idzie, komisja nigdy nie poszukiwała ani złota, ani pieniędzy - zaznaczyła Wassermann.
"Trzeba coś odpalić"
Członkowie komisji do spraw Amber Gold będą mieli - jak wskazała Wassermann - dwa tygodnie na zapoznanie się z nim (raportem - red.) i kolejne dwa tygodnie na zgłaszanie ewentualnych uwag na piśmie. Przed środowym posiedzeniem zgłaszania poprawek nie wykluczali reprezentanci PO-KO, Nowoczesnej i PSL.
Wiceszef komisji śledczej ds. Amber Gold Jarosław Krajewski (PiS) podkreślał podczas posiedzenia komisji, że członkom komisji śledczej zależało, by przywrócić zaufanie do instytucji państwa. Jak ocenił, komisji udało się dotrzeć do prawdy - Żeby to zaufanie, które utraciły miliony Polaków do osób, które pełniły wtedy bardzo ważne funkcje, ale również to była utrata zaufania do instytucji organów państwa, a to był podstawowy obowiązek - zbadanie i ocena prawidłowości i legalności podejmowanych działań przez instytucje i organy państwa wobec podmiotów z Grupy Amber Gold - mówił. - Jesteśmy w stanie dzisiaj powiedzieć, że dotarliśmy do prawdy na temat afery Amber Gold, ujawniliśmy szereg nowych informacji, które bez powstania sejmowej komisji śledczej zamiecione byłyby pod dywan, tak jak większość postępowań prokuratury, ponieważ do 2015 roku większość postępowań była albo umorzona, albo były odmowy wszczęcia śledztw w sprawie Amber Gold - stwierdził.
- Zbliżają się kolejne wybory, to trzeba coś odpalić. Nie ma tu żadnej merytoryki, jest czysta polityka - komentował projekt raportu poseł PO-KO Krzysztof Brejza. Jak dodał, komisja została powołana z naruszeniem prawa, gdyż największemu klubowi opozycyjnemu, klubowi PO-KO, przypadło tylko jedno miejsce. - Styl pracy, zadawania pytań, styl przesłuchiwania, bardzo często upokarzanie niektórych świadków, zwłaszcza tych, których się nie lubi z przyczyn politycznych - wyliczał polityk.
Witold Zembaczyński (Nowoczesna) stwierdził, że "powstało autorskie dzieło pani przewodniczącej". - Taki kryminał archeologiczny, z którego założenia miało wynikać, że superzłoczyńcą był Marcin P. a we wnioskach końcowych okazuje się, według pani przewodniczącej, że superzłoczyńcą jest Donald Tusk. To jest szczególnie przykre - powiedział.
Badanie legalności działań
Celem powołanej w lipcu 2016 r. komisji śledczej było zbadanie i ocena prawidłowości i legalności działań podejmowanych wobec Amber Gold przez rząd, w szczególności ministrów: finansów, gospodarki, infrastruktury, spraw wewnętrznych, sprawiedliwości i podległych im funkcjonariuszy publicznych. Od początku funkcjonowania komisja przesłuchała 150 świadków, zapoznała się też z dokumentami.
Do zadań komisji należało też zbadanie działań, jakie podejmowali w sprawie spółki: prezes UOKiK, Generalny Inspektor Informacji Finansowej, prezes Urzędu Lotnictwa Cywilnego, a także prokuratura oraz organy powołane do ścigania przestępstw, w szczególności szefowie ABW i CBA oraz Komendant Główny Policji i podlegli im funkcjonariusze publiczni. Komisja śledcza miała także zbadać działania podejmowane ws. Amber Gold przez Komisję Nadzoru Finansowego.
Amber Gold powstała na początku 2009 r. i miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. W połowie 2011 r. spółka przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express.
Linie OLT Express upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r. Z kolei Amber Gold ogłosiła likwidację 13 sierpnia 2012 r., a tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich. Według ustaleń, w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej firma oszukała w sumie niemal 19 tys. swoich klientów, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł.
Autor: kris//dap / Źródło: PAP