- Są bardzo rozbieżne informacje nt. skutków przewalutowania kredytów frankowych. Oczekiwałem od Komisji Nadzoru Finansowego, że będzie to rzeczowa informacja, bardzo precyzyjna: kiedy, jakie kredyty zostały zaciągnięte, po jakim kursie, ile ich jest - mówił w TVN24BiS minister Henryk Kowalczyk, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów. - Niestety, KNF poszła po linii najmniejszego oporu, wysłała ankiety do banków, banki sobie napisały skutki i stąd mamy rożne rozbieżności - dodał.
- Ja bym chciał, aby KNF wykonała swój obowiązek prawidłowo. Nie mam podstaw, aby wierzyć w wyliczenia, ponieważ one są bardzo różne, [opracowane] na podstawie ankiet z banków. Banki były zainteresowane, aby pokazać jak największe skutki finansowe - ocenił Henryk Kowalczyk.
Wyliczenia KNF
To najbardziej prawdopodobny scenariusz przyjęty przez Komisję, która zaznacza jednak, że w przypadku wzrostu kursów walut, łączne obciążenia banków wzrastają do niebotycznej kwoty 103,4 mld zł. Stanowi to ok. dwóch trzecich posiadanych przez sektor zasobów funduszy własnych.
KNF podkreśliła, że "przyjęta przez autorów projektu koncepcja prowadzi do silnego uprzywilejowania większości kredytobiorców walutowych z lat 2007-2008, a ponadto po wprowadzeniu w życie ustawy 5 bankom groziłaby likwidacja. Jednocześnie banki musiałyby ponieść koszty zwrotu depozytów.
Pomoc frankowiczom była jedną z obietnic wyborczych prezydenta Andrzeja Dudy oraz PiS.
Nie znamy skutków
Gość TVN24BiS liczy na to, że skutki ustawy nie są aż tak duże, jak przedstawiają to banki i KNF. - Nie znamy bardzo precyzyjnie skutków wprowadzenia tej ustawy dla banków. Jeśli te skutki byłyby duże, jedynym sensownym rozwiązaniem jest rozłożenie ich w czasie - stwierdził Kowalczyk. - Ale może te skutki nie są aż tak duże, jak przedstawiły to banki i KNF.
Zdaniem Szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów pojawiają się różne pomysły na złagodzenie reakcji banków na wprowadzenia ustawy. - To może być przed wszystkim kredyt z BGK, żeby banki nie doznały szoku w momencie przewalutowania tych kredytów - stwierdził Kowalczyk. - Ja doskonale rozumiem frustrację tych, którzy wzięli kredyty we frankach. Natomiast też jest naturalne, że nie można podejmować decyzji "ad hoc", które by spowodowały, że banki będą upadać - ocenił gość TVN24BiS.
Nowy projekt
Jednak z najnowszych ustaleń RMF FM wynika, że "warunki wsparcia mają się nie zmienić". Klienci dalej będą mogli przewalutować swoje zobowiązania, a banki musiałyby zwrócić, to co zarobiły na spreadach - różnica pomiędzy kursem sprzedaży a kursem kupna waluty, zazwyczaj kilka procent.
Nowe założenia miałyby być w skutkach łagodniejsze dla banków. Według RMF FM urzędnicy chcą, żeby banki nie musiały 70 miliardów zł płacić jednorazowo; całość ma zostać rozłożona w czasie - na 20-30 lat.
"Dlatego kancelaria chce zaangażować w cały projekt którąś z instytucji finansowych – np. Bankowy Fundusz Gwarancyjny albo Narodowy Bank Polski. Ten miałby - mówiąc w uproszczeniu - pożyczyć bankom pieniądze na tę wymuszoną pomoc frankowiczom" - podaje radio.
Mieszkanie dla każdego
Henryk Kowalczyk odniósł się także do nowego rządowego programu Mieszkanie plus. - Przede wszystkim chcemy, aby to było wsparcie budownictwa mieszkaniowego, ale wielotorowo. Nie tak jak do tej pory, wsparcie deweloperów czy innego systemu - deklarował Kowalczyk. - Chcemy tu włączyć samorządy bardzo mocno, żeby wchodziły z udziałem gruntów, uzbrojeniem terenów - dodał minister, zaznaczając, że rząd chce zaproponować "różne formy dla różnych rodzin - dla zamożniejszych, uboższych - czyli budownictwo socjalne, czynszowe". Szef Komitetu wyjaśnił, na czym polegać ma nowy pomysł dotyczący budownictwa czynszowego na wynajem z przeniesieniem własności. - Ktoś, kto wynajmuje mieszkanie, płaci czynsz, koszty eksploatacyjne. Ale część czynszu, który płaci w formie odtworzeniowej będzie pozwalała na stopniowe przenoszenie własności - tłumaczył minister. - Np. co roku może przenosić 5 proc. udziału i po 20 latach zostaje się pełnym właścicielem.
"Pieniędzy dużo nie trzeba"
Program zakłada, że 1 m kw. takiego mieszkania będzie kosztował 3 tys. zł. - Tak, to jest możliwe. Takie są ceny budowy mieszkań w tej chwili, więc nie jest to przesadzona rzecz - zapewniał Kowalczyk. - Oczywiście ceny w handlu są zupełnie inne. Ale na to się składają bardzo duże ceny gruntów i bardzo duża marża deweloperów. Dochodzą też koszty kredytu. Zdaniem ministra program nie wymaga aż tak dużego wsparcia finansowego ze strony rządu. - Tutaj to akurat pieniędzy aż tak dużo nie trzeba, dlatego że wystarczy tylko przekierować ten strumień finansowy, który w tej chwili jest - ok. 1 mld złotych - na wsparcie tego typu. Nikt nie będzie dopłacał do tych mieszkań, tylko ewentualnie stymulował te kredyty czy pożyczki na mieszkania.
Kasy mieszkaniowo-oszczędnościowe
Kowalczyk powtarzał, że rząd chce działać wielowątkowo, stąd pojawił się pomysł powołania dodatkowo kas mieszkaniowo-oszczędnościowych. Zaznaczał, że program ma stanowić zachętę do oszczędzania. - Przez ileś lat można byłoby oszczędzać, gromadzić dzięki temu sobie na wkład własny, a później np. pożyczać pieniądze z kasy na dokończenie budowy czy zakup tego mieszkania. - My też nie chcemy, żeby to budżet państwa finansował - zaprzeczał Kowalczyk. - Chcemy żeby jednak te pieniądze przepływały w runku pomiędzy ludźmi.
Autor: ag / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24bis.pl