Google przygotowuje się do wzmocnienia ochrony swoich usług przed hakerami, a Facebook zatrudni dodatkową armię ludzi do weryfikacji treści umieszczanych w serwisie reklam. Powody? Walka z internetową propagandą i próbami wpływania na demokratyczne wybory przez zewnętrzne państwa.
Jak poinformował Bloomberg, Google przygotowuje się do wzmocnienia ochrony przy uwierzytelnianiu dwupoziomowym dla swoich usług. Krok motywuje obawami związanymi z hackingiem politycznym i cyberatakami.
Podwyższone ryzyko
Nowy produkt ma być adresowany przede wszystkim do klientów korporacyjnych, osób publicznych oraz innych użytkowników usług, którzy objęci są podwyższonym ryzykiem.
"Advanced Protection Program" ma wprowadzać fizyczne klucze zabezpieczeń przy korzystaniu z usług takich jak poczta, równocześnie efektywnie blokując dostęp do nich aplikacjom trzecim, zwłaszcza pochodzącym z niewiarygodnych źródeł. Według Bloomberga, krok motywowany jest sprawą wycieku e-maili szefa kampanii prezydenckiej Hillary Clinton, Johna Podesty. Za kradzieżą mieli stać opłacani przez Kreml hakerzy, a całość miała wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich w USA. Google udostępniło podobne rozwiązanie po raz pierwszy w 2014 roku pod postacią fizycznego Klucza Bezpieczeństwa USB (USB Security Key). Podpięcie tego urządzenia do komputera było niezbędne do korzystania z usług takich jak Gmail.
Google na razie odmawia komentarza w sprawie.
Nie tylko Google
Również Facebook planuje walczyć z wykorzystaniem serwisu do politycznych manipulacji. Najpopularniejszy serwis społecznościowy na świecie zatrudni dodatkowo tysiąc osób do weryfikacji, czy kupowane na nim reklamy spełniają kryteria firmy. To próba powstrzymania Rosji oraz innych krajów od używania największego portalu społecznościowego jako narzędzia do ingerowania w wybory w krajach trzecich. W poniedziałkowym oświadczeniu Facebook poinformował, że dodatkowych pracowników zamierza zatrudnić w ciągu roku oraz chce "więcej inwestować w swoje oprogramowanie", by "automatycznie wykrywać oraz blokować reklamy". "Sprawdzanie reklam oznacza ocenianie nie tylko ich zawartości, ale również kontekstu ich kupna oraz docelowych odbiorców. Zmieniamy nasz system sprawdzania reklam tak, by zwiększyć czujność" - napisano w komunikacie.
Co jeszcze?
Firma zapowiedziała również, że dostosuje swoją politykę, by zabronić reklam, które "nawet w odległy sposób nawiązują do przemocy". Zaznaczono, że Facebook będzie wymagać więcej dokumentów na temat powiązań biznesowych od osób, które chcą zamieszczać na portalu reklamy związane z amerykańskimi wyborami. We wrześniu Facebook poinformował, że osoby z Rosji kupiły na jego platformie ok. 3 tys. reklam "tworzących podziały polityczne" w miesiącach przed i po amerykańskich wyborach prezydenckich w listopadzie 2016 roku. Z tego powodu założyciel i szef Facebooka Mark Zuckerberg ogłosił plan działań firmy mający na celu "ograniczenie możliwości rządów państw do nadużywania największego światowego portalu społecznościowego".
Polityka reklamowa
Zgodnie z polityką reklamową Facebooka na portalu nie można upowszechniać aktów przemocy, dyskryminacji rasowej czy promocji narkotyków. Jednak - jak wskazuje agencja Reutera - w związku z tym, że za pośrednictwem portalu promuje się ok. 5 mln reklamodawców, Facebook ma problemy z egzekwowaniem swojej polityki. Na koniec 2016 roku Facebook zatrudniał ponad 17 tys. osób. W maju firma zapowiedziała, że stworzy dodatkowo 3 tys. etatów, by sprawniej usuwać z portalu filmy pokazujące akty przemocy.
Autor: msz//bgr / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock