Prezydencki projekt ustawy o pomoc frankowiczom to realizacja jednej z kluczowych obietnic wyborczych i odpowiedź na prośby zadłużonych. Andrzej Duda mówił w kampanii o możliwości przewalutowania kredytów po kursie z dnia ich wzięcia - a tego w projekcie nie ma - jest za to coś, co wymownie nazwano "kursem sprawiedliwym". Ile ta pomoc może kosztować i kto za nią ostatecznie zapłaci? Materiał programu "Czarno na białym".
Prezydencka pomoc frankowiczom może kosztować sektor bankowy nawet 40 mld złotych. Zdaniem ekonomistów projekt ustawy jest zagrożeniem dla branży. Prof. Marek Belka, szef Narodowego Banku Polskiego nazwał go "złem", a Piotr Kuczyński, analityk DM Xelion "gniotem".
Kancelaria Prezydenta uważa jednak, że to projekt dobry, bo wyważony.
Problemy z kredytem
Kredyty we frankach szwajcarskich miały pomóc zrealizować marzenia setek tysięcy Polaków o własnym mieszkaniu. Jednak kiedy kurs helweckiej waluty uwolniono, a jej wartość zatrzymała się na poziomie około 4 złotych, raty wielu zadłużonych znacznie wzrosły. Cześć z nich nie radzi sobie ze regularną spłatą. - Budzę się codziennie o piątej rano, bo myślę jak ja sobie poradzę, co zrobię, jakie mam możliwości - mówi Małgorzata Wagner, jedna z zadłużonych osób. Kobieta była dyrektorem biura marketingu i sprzedaży dużego banku. To właśnie ona odpowiadała za jak najlepszą sprzedaż finansowych produktów. Sama też wzięła kredyt we frankach szwajcarskich. Tak doradzili jej koledzy z pracy. Później straciła pracę, a kolejną złą wiadomością było znaczne podwyższenie kursu franka.
Upadłość konsumencka?
- Całe życie zajmowałam się marketingiem. W marketingu pracują młodzi ludzie, z każdym rokiem mam mniejsze szanse na znalezienie dobrze płatnej pracy. To nowa rzeczywistość, którą muszę zaakceptować i jakieś kroki podjąć. One będą raczej w kierunku pozbycia się domu - mówi Wagner. Raty za dom, mimo problemów, do tej pory spłaca. W tym miesiącu zapłaci bankowi po raz ostatni, bo skończyły się jej oszczędności. - Już nie bardzo mam co sprzedać. Nawet gdybym sprzedała telewizor, laptopa i wyciskarkę, to nawet na jedną ratę mi nie starczy, więc wszystko co mogłam to już zrobiłam w tej sprawie - mówi kobieta. Kobieta zastanawia się nad ogłoszeniem upadłości konsumenckiej i rozpoczęciem życia od nowa. W podobnej sytuacji jest Agnieszka Bińka, która co miesiąc musi płacić do banku 12 tys. zł karnych odsetek. Kobieta nie spłaca kredytu już od 2 lat, dlatego bank wypowiedział jej umowę. Bińka czeka teraz na licytację swojego mieszkania, ale długu nie spłaci już do końca życia.
- Obecnie nasze zadłużenie wobec banku to 2-3 miliony złotych, a początkowa kwota kredytu to 470 tys. zł - mówi Agnieszka Bińka.
Pomoc dla kogo?
Takich osób, jak Bińka nie jest wiele. Spłacalność kredytów we franku szwajcarskim jest wysoka i wynosi 97,4 proc. Oznacza to, że tylko 2,6 proc. zadłużonych nie spłaca pożyczki.
Propozycja prezydenta dotyczy jednak dużo większej ilości frankowiczów, także tych którzy regularnie spłacają raty. Kurs po jakim frankowicze mogliby przewalutować swoje kredyty ma być wyliczany w specjalnym kalkulatorze.
- W najkorzystniejszej sytuacji będą osoby, które brały kredyt w latach 2007-2008, bo wówczas kurs sprawiedliwy może być w okolicy 2,14-2,5 zł - mówi Łukasz Kijek z TVN24 Biznes i Świat.
Prezydencki projekt zakłada również, że zadłużeni będą mogli oddać nieruchomość, na którą zaciągnęli kredyt w zamian za całkowite umorzenie długu. Kredytobiorcy mieliby też dostać zwrot za tzw. spready, czyli różnice między kursem przeliczeniowym banku a kursem NBP.
Kto za to zapłaci?
Piotr Kuczyński, analityk rynku finansowego z DM Xelion mówi, że Kancelaria Prezydencka zaprezentowała projekt ustawy, który zaważy na życiu wielu Polaków i polskiej gospodarki, a nie wyliczono jego kosztów. - Nie wygląda to poważnie - uważa Kuczyński.
Analitycy DM Trigon wyliczyli, że koszty prezydenckiego projektu pomocy dla frankowiczów wyniosą nawet 40 mld złotych. - Słyszymy takie wyliczenia. Oczywiście to koszty dla sektora bankowego - odpowiada Marek Magierowski, dyr. biura prasowego Kancelarii Prezydenta. Jednak Analitycy DM Trigon twierdzą, że te koszty poniesiemy wszyscy, bo państwo w zamian za przewalutowanie miałoby co roku zwalniać banki z części należnego podatku. Po jakim czasie instytucje finansowe odzyskają utracone pieniądze? - Średnio zajęłoby to sektorowi około 60 lat, więc tak naprawdę koszty tego przewalutowania brałby na siebie Skarb Państwa poprzez niższe wpływu z podatku bankowego - mówi autor wyliczeń Marcin Marcinkowski z DM Trigon.
Prof. Marek Belka, szef NBP w wywiadzie dla TVN24 Biznes i Świat mówił, że ustawa frankowa jest dla budżetu "wyjątkowo paskudna". - Prowadzi do istotnego osłabienia sektora bankowego z poważnymi konsekwencjami dla gospodarki - mówił prof. Belka.
Co z gospodarką?
Konsekwencją wprowadzenia ustawy frankowej może być zastój na rynku kredytów, a co za tym idzie spowolnienie gospodarki kraju.
- Nie ma najmniejszej szansy, aby wicepremier Morawiecki i minister finansów Piotr Szałamacha taki gniot przepuścili - ocenia Piotr Kuczyński.
Autorzy projektu uważają jednak, że niższe raty kredytu sprawią, że ludzie będą mogli więcej wydawać, a więc pieniądze i tak wrócą do gospodarki pobudzając koniunkturę. - Ten projekt będzie korzystny dla gospodarki - uważa Maciej Łopiński, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta. Zobacz cały materiał w programie "Czarno na Białym" w TVN24.
Autor: msz/gry / Źródło: Czarno na białym TVN24
Źródło zdjęcia głównego: hoteltourdauvergne.com