To projekt o znaczeniu wręcz cywilizacyjnym, jakiego w Europie Środkowej i Południowej dawno nie było. Na marginesie szczytu Partnerstwa Wschodniego w Rydze Rumunia, Bułgaria, Węgry i Słowacja podpisały porozumienie dotyczące budowy gazociągu Eastring. Ma on połączyć cztery kraje i docelowo zaspokoić potrzeby Bałkanów na gaz ziemny w 100 procentach. Sygnatariusze obiecali sobie, że surowiec popłynie gazociągiem trzy lata po rozpoczęciu jego budowy. Prace związane z projektem już trwają, a w przyszłości - jak przekonują - mogłaby z niego korzystać również Polska.
Na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Rydze, który odbył się 21-22 maja, zapadła decyzja o stworzeniu projektu mogącego mieć wręcz cywilizacyjne znaczenie dla całej Europy Środkowo-Wschodniej i Bałkanów. Przyświeca mu jeden cel: uniezależnić się od rosyjskich surowców energetycznych, opierając rozwój tej części kontynentu w oparciu o własne bogactwa, których – jak przekonują jego twórcy – jest aż nadto.
Eastring: rumuński gaz dla 1/3 Europy
Jak podali dziennikarze portalu BalkanInsight.com analizującego politykę krajów południowo-wschodniej Europy, w Rydze szefowie rządów trzech krajów - Słowacji, Węgier i Bułgarii - przekonali do stworzenia wspólnego projektu również Rumunię. Bez niej gazociąg Eastring, a więc "Wschodni Pierścień", nie miałby szansy powstać, a to dlatego, że właśnie w oparciu o rumuńskie surowce Europa Środkowo-Wschodnia i Bałkany mogłyby stworzyć dla siebie zaplecze pozwalające na uniezależnienie się od dostaw syberyjskiego gazu. "Eastring ma zapewnić w 100 proc. zapotrzebowanie krajów bałkańskich na naturalny gaz" - przekonują twórcy projektu, którzy stworzyli już stronę internetową przedsięwzięcia. Tak śmiałe założenie ma pokrycie w rzeczywistości. W tej chwili Rumunia, która korzysta z własnych pokładów surowca, wydobywa go tyle, że zapewnia sobie aż 75 proc. potrzebnego gazu. Resztę importuje z Rosji. W Karpatach i Transylwanii złoża są jednak na tyle bogate, że gdyby Rumunom opłacało się to bardziej, produkowali by go więcej. Ta perspektywa otworzyła się zwłaszcza w chwili, w której gazem sąsiada zainteresowała się Bułgaria. Ta jest bowiem prawie zupełnie uzależniona od dostaw Moskwy i zdana na jej łaskę. Bardzo podobnie sytuacja się ma w Słowacji i Węgrzech.
Dwie drogi. Potężna przepustowość
Sygnatariusze porozumienia zakładają więc budowę gazociągu, który będzie mógł przebiegać dwoma drogami. Pierwsza miałaby 1015 km i wiodła ze Słowacji przez Węgry do Rumunii i Bułgarii, dostając też połączenie z istniejącym fragmentem gazociągu pomiędzy Słowacją i Ukrainą, dzięki któremu Kijów może się posiłkować tzw. rewersem ropy i gazu z Europy. Z kolei na granicy Rumunii i Bułgarii gazociąg zostałby podłączony do już istniejącej sieci przesyłowej między krajami, zwanej Gazociągiem Zachodnim. Przebiega on przez miasto Negru Voda na Dunaju. Ta droga pozwoliłaby zainwestować też Bułgarii w dalszą nitkę gazociągu, doprowadzając go nawet do granicy tureckiej i licząc na to, że kiedyś do Sofii popłynie również gaz z Bliskiego Wschodu. Druga planowana droga ma w planach długość 832 km i zakłada budowę gazociągu po stronie słowackiej, węgierskiej i rumuńskiej, z centrum tego kraju ciągnąc się dalej na wschód, do wybrzeża Morza Czarnego. W tym wariancie do gazociągu, za pomocą istniejącej infrastruktury mogłaby dołączyć Bułgaria, udałoby się to jednak zrobić tylko częściowo. Większą rolę z pewnością odgrywałby wtedy układany obecnie na dnie Morza Czarnego interkonektor między sąsiadami (szczegóły niżej). Bez względu na wybranie drogi, Słowacja i Węgry będą musiały wybudować kolejno 19 km i 88 km gazociągu. Rumunia stworzyłaby dodatkowe 470-550 km gazociągu, a Bułgaria ok. 250 km. Koszt tej inwestycji - dzięki jej całkowitemu położeniu na lądzie - wyniósłby niespełna 2 mld euro. Gazociąg, według planów, będzie mógł przesyłać nawet 40 mld metrów sześć. surowca. Rumunia zużywa co roku ok. 15 mld metrów sześć. gazu.
Bułgaria już buduje
Pierwszy etap prac - wykraczający poza tekst porozumienia - tak naprawdę rozpoczął się kilka miesięcy temu. Bułgaria zainwestowała ponad 24 mln euro w stworzenie dodatkowego interkonektora gazowego z Rumunią. Interkonektor to gazociąg, tworzony wraz ze stacją pomiarową oraz z infrastrukturą pozwalającą na jego połączenie z istniejącą lub planowaną siecią przesyłową.
Trwają właśnie prace związane z budową gazociągu na dnie Morza Czarnego, wzdłuż jego zachodniego wybrzeża. Kilkanaście kilometrów połączenia i wyprowadzenie go na powierzchnię po obu stronach granicy pozwoli Bułgarii już prawdopodobnie w 2016 r. pobierać rumuński gaz i zmniejszyć prawie zupełne uzależnienie od rosyjskich surowców o co najmniej kilka procent.
Na Bliski Wschód lub do Morza Kaspijskiego
Projekt Eastringu jest też niezwykle ważny dla wszystkich krajów graniczących z czwórką zaangażowaną w plany budowy gazociągu. W połowie maja premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk zapowiedział, że Ukraina w tym roku połowę potrzebnego gazu kupi w Europie, tym samym rezygnując z ogromnej części dostaw surowca z Rosji. Gaz, który przypłynie na Ukrainę będzie zapewne w znacznej mierze gazem rosyjskim, który na terytorium Ukrainy znajdzie się po przejściu przez jej zachodnią granicę – dzięki rewersowi surowca w Słowacji - i to takie deklaracje, i działania wydają się świadczyć o najlepszym możliwym czasie dla dużej gazowej inwestycji w szeroko pojętej Europie Wschodniej. Koncepcja Eastringu zakłada też, że gazociąg zostanie połączony z systemem gazociągów w całej Europie. Sygnatariusze porozumienia podkreślają, że liczą na pomoc w budowie ze strony Unii Europejskiej, bo Eastring "zostanie stworzony w oparciu o zasady stworzone przez Unię Europejską i w jej duchu", tak by "dostęp do niego miały wszystkie inne strony", które będą chciały w przyszłości brać udział w przedsięwzięciu.
Plany zakładają też bowiem, że Eastring zostanie skonstruowany tak, by "przygotować się na ewentualne dostawy surowca z alternatywnych źródeł - basenu Morza Czarnego, regionu kaspijskiego i Bliskiego Wschodu". Ten projekt mógłby ułatwić UE przekonanie Turcji i Azerbejdżanu do bliższej współpracy przy budowie gazociągu transanatolijskiego TANAP, która już trwa, ale idzie bardzo opornie. UE chciałaby, by w przyszłości tą drogą trafiał do Europy w ramach tzw. Południowego Korytarza Gazowego gaz ze złóż kaspijskiego szelfu w Azerbejdżanie. Turcy chcieliby jednak dostać jak najwięcej pieniędzy za jego tranzyt i być może będą wykorzystywali jako kartę przetargową w tej kwestii gospodarcze zbliżenie z Rosją i ew. budowę tzw. Tureckiego Potoku. Ta sytuacja pokazuje, jak ważną, a zarazem mającą potencjalnie wielu sojuszników w Brukseli inwestycją jest Eastring. Unijnym politykom marzy się też bowiem dostęp do surowców z Iranu, które kiedyś musiałyby popłynąć na Stary Kontynent przez Turcję i Bałkany.
Polska też może skorzystać. Rosja będzie przeszkadzać
Na stworzeniu Eastringu korzystać będzie mogła również Polska. W tym przypadku będzie po prostu chodziło o dopasowanie sieci przesyłowej między Słowacją, a naszym krajem i wydaje się logiczne, że tak nasi południowi sąsiedzi będą budowali swój gazociąg. Dzięki połączeniu ze Słowacją Polska mogłaby więc w przyszłości liczyć na rezerwy gazu w sytuacji kryzysowej – np. znacznego pogorszenia się stosunków z Rosją i próby gospodarczego szantażu. Mając zaś na uwadze dalsze ewentualne postępy w pracach nad Eastringiem, Polska mogłaby nawet założyć, że przypłynie do niej bezpośrednio cześć surowca z Bliskiego Wschodu lub rejonu kaspijskiego. Przeszkodzić w realizacji projektu czterech krajów będzie próbowała Rosja. Ta potrzebuje europejskiego rynku, bo bez niego pogrążyłaby się w otchłani problemów gospodarczych, które pociągnęłyby za sobą również te społeczne i polityczne. To dlatego Kreml naciska w ostatnich tygodniach na Ankarę i próbuje przekonać Turcję, tak jak i Grecję, do podpisania umowy o budowie gazociągu będącego alternatywą dla przerwanego projektu South Stream.
Położeniem nowej rury Rosja chce ominąć Bułgarię i Rumunię i dotrzeć na zachodnie Bałkany, a dalej też do Włoch i Austrii. Dlatego również kraje takie jak Serbia i Bośnia i Hercegowina, w których Rosjanie od lat działają na rynku energetycznym, w większości już go zresztą kontrolując, mogłyby skorzystać z surowców rumuńskich, by móc prowadzić bardziej niezależną politykę zagraniczną. Energetyczne uzależnienie od Rosji oznacza bowiem bardzo duże problemy. Widać to na przykładzie Serbii, której największa firma naftowa - SrbijaGas - jest w 51 proc. kontrolowana przez Gazprom. SrbijaGas przynosi miliardowe straty i rząd w Belgradzie od lat nie może wyegzekwować od jej zarządu stworzenia planu restrukturyzacji. Relacje spółki z rządem pogorszyły się jeszcze bardziej w ub. roku, po tym jak w wyborach zwyciężyła proeuropejska partia premiera Aleksandra Vuczicia. Rumuński gaz dostarczany do krajów Europy Środkowo-Wschodniej i Bałkanów postawiłby wszystkich na Kremlu na równe nogi. Rumuński gaz dostarczany do krajów Europy Środkowo-Wschodniej i Bałkanów postawił wszystkich na Kremlu na równe nogi. Dobitnie świadczy o tym już wiadomość, jaka 2 czerwca dotarła z Moskwy. Tego dnia premier Dmitrij Miedwiediew w czasie spotkania z premierem Słowacji Robertem Fico stwierdził, że Rosja jest gotowa wesprzeć rozwój Eastringu, poprzez podłączenie go do Tureckiego Potoku. Ten ruch wskazuje jasno, że Moskwa nie zrezygnuje z uzależniania od siebie Bałkanów.
Autor: Adam Sobolewski/mn / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock