Stowarzyszenie Stop Bankowemu Bezprawiu oceniło, że stanowiska Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego oraz Narodowego Banku Polskiego w sprawie walutowych kredytów mieszkaniowych są nierzetelne i nie przedstawiają obiektywnie problematyki. Chodzi o stanowiska przedłożone Sądowi Najwyższemu.
Pod koniec stycznia tego roku pierwsza prezes SN sędzia Małgorzata Manowska zwróciła się do Izby Cywilnej Sądu Najwyższego z wnioskiem o rozstrzygnięcie zagadnień prawnych dotyczących tak zwanych kredytów walutowych.
Izba Cywilna Sądu Najwyższego miała się zająć tymi pytaniami 11 maja. Posiedzenie rozpoczęło się około godziny 13.00. Tuż przed godziną 19.00 rzecznik Sądu Najwyższego Aleksander Stępkowski poinformował jednak o odroczeniu decyzji sądu. Nie wyznaczono nowego terminu. Izba zwróciła się o stanowisko w tej sprawie m.in. do Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego oraz Narodowego Banku Polskiego.
Stanowiska KNF i NBP zostały opublikowane na początku lipca. Krytycznie ocenia je Stowarzyszenie Stop Bankowemu Bezprawiu (SBB), które reprezentuje interesy kredytobiorców frankowych.
"Przedstawia tylko jedną stronę medalu"
- Naszym zdaniem stanowisko KNF szczególnie w kwestiach ekonomicznych przedstawia tylko jedną stronę medalu i wyłącznie broni instytucji odpowiedzialnych za wprowadzenie tych produktów na rynek – powiedział Polskiej Agencji Prasowej Arkadiusz Szcześniak, prezes Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu.
SBB zarzuca KNF nierzetelność. Powołuje się np. na stwierdzenie zawarte w stanowisku Urzędu, iż banki nie czerpały korzyści finansowych ze zmiany kursu walutowego. - Banki zarabiały na wzroście kursu, bo jeżeli mówimy o kredycie, który byłby spłacany po 2 złote ze spreadem 5 procent to zarobek banku jest mniejszy, niż gdy kurs jest 4 złote. Jeżeli kurs wzrósł dwukrotnie, to zarobek na spreadzie też wzrósł dwukrotnie. Mało tego, odsetki liczone od wyższej kwoty również są większe – ocenił Szcześniak.
- Odrębną kwestią jest to, że banki wskazują, iż musiały zadbać o różnego rodzaju instrumenty zabezpieczające. Ale nie precyzują, z kim dokonywały transakcji, czy to przypadkiem nie były ich spółki matki w przypadku tych banków, które mają oddziały zagraniczne, i kto na tym zarobił – dodał.
Zdaniem Szcześniaka mechanizm finansowania kredytów frankowych przyjęty przez banki spowodował umocnienie się złotego w latach 2005-2008, a nagła zmiana kursu franka po 2008 roku, to również efekt tego, że banki zaprzestały udzielania tych kredytów. - Kurs franka do złotego zmieniał się dużo szybciej niż innych walut – stwierdził.
Zmiana kursu franka szwajcarskiego
Szcześniak uważa także za nieprawdziwe zawarte w stanowisku KNF stwierdzenie, iż co do zasady konsumenci byli informowani o ryzyku zmiany kursu walutowego i przeciętna osoba, bez wykształcenia ekonomicznego, powinna być świadoma ryzyka wynikającego z niekorzystnej zmiany kursu walutowego. Zdaniem prezesa SBB dla kredytu 30-letniego informacja na temat możliwej zmiany kursu zawierała zazwyczaj historyczne zmiany sięgające zaledwie ostatnich 12 miesięcy, gdy kurs zmieniał się nieznacznie.
- W większości przypadków brakowało też informacji, że w wypadku zmiany kursu waluty zmieni się nie tylko wysokość raty, ale także saldo kredytu. Tymczasem taka informacja - i to z symulacją, co stanie się z ratą i saldem, jeżeli kurs wzrośnie na przykład o 50 procent czy 100 procent - powinna być przedstawiana klientom, by faktycznie mieli świadomość ryzyka kursowego. Co ciekawe, jeden z banków przedstawiał swoim klientom przez około pół roku taką informację, z czego potem zrezygnowano – powiedział.
Szcześniak wskazał, że zarzut jednostronności można odnieść także do stanowiska, jakie Sądowi Najwyższemu złożył Narodowy Bank Polski. - Bank centralny także podkreśla różnicę pomiędzy kredytobiorcami złotowymi i frankowymi, a szkoda, że nie pokusił się o porównanie, ile płacił w tym czasie na przykład czeski kredytobiorca, bo było to znacznie mniej – zwrócił uwagę prezes SBB.
- NBP wskazywał też, że kredytobiorca brał na siebie ryzyko. Tymczasem klient podpisuje taką umowę, jaką przygotuje mu przedsiębiorca. Jeżeli wiąże się z nią jakieś ryzyko, to powinien być o tym jasno poinformowany. I nie chodzi tu o opis działania rynku walutowego na 30 stron specjalistycznym żargonem, ale informację co do skutków danej umowy, którą podpisujemy – ocenił.
Skutki dla gospodarki
Według Stowarzyszenia "brak obiektywizmu Urzędów potwierdza kwestia podejścia do wynagrodzenia za korzystanie z kapitału, w ich ocenie jest ono należne bankom jednak oba urzędy milczą o tym, czy klientom także jest należne".
SBB nie zgadza się także z oceną skutków dla gospodarki. W ocenie Stowarzyszenie te kwestie zostały "przedstawione w sposób skrajnie nieobiektywny". "Wskazują, jakoby konsekwencje dla wszystkich obecnie funkcjonujących umów miałyby wystąpić w jednym roku. Założenie takie jest błędne biorąc pod uwagę liczbę pozwów przeciwko bankom, gdyż dotyczą one niewielkiego procenta umów (około 10 proc.). Należy także uwzględnić czas, który jest niezbędny do uzyskania prawomocnego wyroku. Nawet w odniesieniu do wspomnianych 10 proc. umów wciąż niewielki procent spraw zakończył się prawomocnymi wyrokami" – czytamy w komunikacie na stronie SBB.
Stanowisko stowarzyszenia
Arkadiusz Szcześniak dodał, że Stowarzyszenie swoje własne stanowisko dotyczące kwestii frankowych przedstawiło Sądowi Najwyższemu jeszcze zimą, gdy zostały opublikowane pytania, którymi zajmą się sędziowie. - Nie wiemy jednak, czy Sąd miał okazję się z nim zapoznać – powiedział.
Wyraził także ubolewanie, że Sąd Najwyższy nie zwrócił się z wnioskiem o stanowisko do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. - To najwłaściwsza instytucja, jeśli chodzi o ocenę kwestii klauzul niedozwolonych w umowach, a tego właśnie zagadnienia dotyczą w dużej mierze spory dotyczące umów frankowych – zauważył Szcześniak.
Źródło: PAP, TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock