Gwizdy, huk petard i kłęby czarnego dymu - tak wyglądały w środę ulice Warszawy, gdzie ramię w ramię demonstrowali związkowcy z OPZZ, NSZZ "Solidarność" i FZZ. Kilka tysięcy osób z całej Polski przyjechało do stolicy, by zamanifestować swój sprzeciw wobec zmian w ustawie o emeryturach pomostowych.
W proteście, który zakończył się ok. godz. 14.30 brało udział kilka tysięcy osób. Byli wśród nich górnicy, hutnicy, kolejarze i nauczyciele - przedstawiciele tych grup zawodowych, które zgodnie z projektem rządowym utraciłyby prawo do emerytur pomostowych. Związkowcy najpierw manifestowali przed Sejmem, a następnie przeszli pod kancelarię premiera. Zamknięta była część Alei Ujazdowskich na wysokości, gdzie znajduje się siedziba szefa rządu. W stolicy tworzyły się korki.
Choć organizatorzy manifestacji apelowali o zachowanie spokoju, na ulicach zapłonęły opony, protestujący rzucali też petardami. Dwie osoby zostały lekko ranne. Jedna z nich to związkowiec, który trzymał petardę, w momencie gdy ta eksplodowała. Druga to policjant, któremu petarda wybuchła przy nodze.
Pikieta przed Sejmem
Przed Sejmem związkowcy skandowali hasło: "związki razem, rząd do domu!". Wyszli do nich posłowie z partii opozycyjnych, m.in. przewodniczący SLD Grzegorz Napieralski i Tadeusz Cymański z PiS.
- Musimy zjednoczyć się w proteście przeciwko działaniom rządu - apelowali liderzy central związkowych na Wiejskiej.
Jesteś oszukiwany przez rząd, pracodawcę i otwarte fundusze emerytalne! Będziesz musiał pracować do późnej starości mimo braku sił! Twoja emerytura według rządowych projektów nie wystarczy Ci na utrzymanie! treść ulotek rozdawanych przed Sejmem
- W momencie, gdy świat i Europa stanęły wobec zagrożenia kryzysem finansowym, my od rządu słyszymy, że Polska jest bezpieczna, a rząd i parlament rozpoczynają wojnę ze związkami zawodowymi. Największy konflikt społeczny od lat - to jest rządu recepta na kryzys - grzmiał przewodniczący NSZZ „Solidarność" Janusz Śniadek.
Podkreślił, że proponowany przez rząd projekt ustawy o emeryturach pomostowych zawiera "haniebny mechanizm, polegający na wygaszaniu uprawnień". - Ten mechanizm skłania pracodawców do zwalniania tych pracowników, którzy nabyli uprawnienia, od których płacą składki, a zatrudniania w ich miejsce nowych, bez uprawnień. To haniebny mechanizm skłaniający do zwalniania ludzi - przekonywał lider "S". - Taka postawa rządu w pełni uprawnia nas do pytania, czy polski rząd jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo wszystkim pracownikom, wszystkim Polakom - mówił.
"Hańba tej władzy"
Także przewodniczący OPZZ Jan Guz podkreślił, że nie ma zgody związków zawodowych na odebranie praw emerytalnych tysiącom osób. - Rząd odbiera nabyte prawa i lekceważy dialog społeczny. Zmusza najbiedniejszych do płacenia największych podatków. Prowadzi politykę niskich płac i głodowych emerytur - mówił. Zaznaczył też, że zerwanie dialogu społecznego to "hańba tej władzy".
Liderzy związkowi udali się na spotkanie z marszałkiem Sejmu i przekazali mu petycję z postulatami. Rozmowy zakończyły się fiaskiem. - Nie uzyskaliśmy żadnych obiecywanych gwarancji. Jest dalej arogancja, nie mamy z kim rozmawiać - powiedział po spotkaniu Guz.
Szef doradców premiera Michał Boni zapewnił, że rząd jest gotowy na rozmowy. Jak jednak dodał, projekt dotyczący emerytur pomostowych powstawał w porozumieniu ze związkami. - Macie w protokołach podpisy uczestników wszystkich spotkań, więc trudno powiedzieć, że decyzje i projekt ustawy o emeryturach pomostowych został gdzieś po cichu wniesiony do parlamentu - tłumaczył Boni.
Nauczyciele bez "pomostówek"
Omawiany w Sejmie rządowy projekt ustawy zmniejsza liczbę uprawnionych do wcześniejszego przechodzenia na emeryturę z ok. miliona osób, które obecnie mają taką możliwość, do niecałych 250 tys. osób. Prawo to straci większość nauczycieli, część kolejarzy, dziennikarze.
Według projektu "pomostówki" miały bowiem przysługiwać jedynie osobom urodzonym po 1 stycznia 1948 r., które do 1 stycznia 1999 r. przepracowały co najmniej 15 lat w szczególnych warunkach albo wykonywały przez ten czas pracę o szczególnym charakterze. Aby przejść na emeryturę pomostową (poza nielicznymi wyjątkami) kobieta musi mieć 55 lat, a mężczyzna 60 lat.
Poprawka Lewicy
Do tego projektu istotną poprawkę przyjęli we wtorek posłowie połączonych Komisji Sejmowych Finansów oraz Polityki Społecznej i Rodziny. Według niej osoby, które rozpoczęły pracę przed 1 stycznia 1999 r. i co najmniej 15 lat przepracowały w szczególnych warunkach, otrzymają rekompensaty za utratę prawa do wcześniejszej emerytury.
Poprawka, autorstwa Lewicy, ma być zadośćuczynieniem za brak możliwości wcześniejszego przejścia na emeryturę przez tych, którzy zaczynając pracę wiele lat temu sądzili, na podstawie obowiązujących przepisów, że taką możliwość będą mieli. Wiceminister pracy i polityki społecznej Agnieszka Chłoń-Domińczak powiedziała podczas posiedzenia komisji, że rząd analizował tę poprawkę i "doszedł do wniosku, że może ją poprzeć".
Dla innych zmian - NIE
Posłowie odrzucili jednak inne poprawki, na których zależało związkowcom. Według nich m.in. wprowadzenie do przepisów dat, ograniczających prawo do "pomostówek", jest niedopuszczalne, gdyż zastępuje kryteria medyczne, które jako jedyne powinny mieć decydujące znaczenie przy przechodzeniu na emerytury.
Prezydent Lech Kaczyński złożył w Sejmie projekt przedłużający o rok obowiązywanie dotychczasowych przepisów o wcześniejszych emeryturach. Zapowiada weto, jeżeli Sejm uchwali projekt rządowy.
Rząd podkreśla, że jeśli nowe przepisy nie wejdą w życie od 1 stycznia 2009 r., to obecne wygasną i nikt od nowego roku nie będzie mógł przejść na wcześniejszą emeryturę.
Źródło: PAP, TVN24, IAR
Źródło zdjęcia głównego: TVN24