Niepokojący wzrost cen żywności i inflacja, która jest wyższa niż średnia w państwach strefy euro. W Bułgarii i na Łotwie - tam dopiero jest szalejąca drożyzna - mówił minister finansów Jacek Rostowski. Ceny żywności rosną, ale niektóre produkty, np. z branży budowlanej, staniały. Wszystkie strony zakończonej w czwartek sejmowej debaty o drożyźnie usilnie szukały winnego inflacji. Zgłaszały propozycje pomocy najuboższym, bo ponad 2 mln ludzi w Polsce żyje na granicy ubóstwa. Jest więc drożyzna czy nie?
W Polsce nie ma szalejącej drożyzny, inflacja jest na poziomie 4,3 proc. - tylko o 0,3 pkt. procentowego wyższa niż średnia w strefie euro - mówił podczas czwartkowej debaty w Sejmie na temat drożyzny minister finansów Jacek Rostowski.
PiS wszystkiemu winne
- Za obecny poziom inflacji odpowiada rząd PiS i błędna polityka banku centralnego w 2007 r. - ocenił Rostowski.
Rostowski zaznaczył, że pomimo rosnących cen paliw, wzrost ten jest najniższy w całej UE: w związku ze wzrostem cen ropy naftowej ceny paliw wszędzie wzrosły, ale w Polsce najmniej - podkreślił. Wyliczał, że podobny wzrost cen paliw, cen żywności był w ostatnim miesiącu rządów PiS, ale "wtedy nikt nie krzyczał o szalejącej drożyźnie". "Warto czasami popatrzeć na liczby, nim się zacznie nimi szafować" - dodał.
W jego ocenie polityka rządu PiS była proinflacyjna - w budżetach przygotowanych przez PiS na 2007 i 2008 rok wydatki rosły o jedną czwartą. Rząd PiS powołał też 4 spółki energetyczne, co stworzyło monopol i doprowadziło do podniesienia cen energii.
Zapewnił, że rząd PO-PSL zapobiega presji inflacyjnej - zmniejszył deficyt budżetowy, przedstawił nowy plan wejścia do strefy euro i ograniczenia do 1 proc. w 2011 roku deficytu budżetowego. Ograniczeniu inflacji ma też służyć przyspieszenie prywatyzacji i zmiany w ustawach podatkowych.
PiS: ceny są najwyższe od wejścia do Unii
- Tak dużego wzrostu cen nie było od sierpnia 2004 roku, kiedy wchodziliśmy do Unii Europejskiej - zareagowała na doniesienia ministra finansów posłanka Elżbieta Rafalska z PiS. Dodała, że ceny energii w Polsce są, po Słowacji i Włoszech, jednymi z najwyższych w Unii Europejskiej; podobnie jest ze stawką akcyzy. Cent rosną i będą rosnąć, wzrosną też raty kredytów hipotecznych zaciągniętych w złotówkach - ostrzegała posłanka PiS..
- To nie jest żaden czarny scenariusz napisany przez Prawo i Sprawiedliwość. To rzeczywistość, której Polacy doświadczają, sięgając codziennie do kieszeni, płacąc za zakupy - dodała Rafalska.
"To dopiero szalejąca drożyzna"
Minister przedstawił posłom informację rządu na temat działań Rady Ministrów przeciw wzrostowi cen towarów i usług konsumpcyjnych. Przedstawił też działania, służące poprawie sytuacji rodzin o niskich dochodach.
Rostowski przypomniał, że Rada Polityki Pieniężnej - pomimo sygnałów o wzroście cen - nie podnosiła w zeszłym roku stóp procentowych. W jego ocenie działo się tak w wyniku presji, którą na NBP wywierał rząd PiS.
Według ministra finansów, inflacja to łączny efekt złej polityki banku centralnego, złej polityki budżetowej i "szoków zewnętrznych".
- Całe szczęście, że rząd się zmienił i prezes NBP zajął się pilnowaniem inflacji - mówił Rostowski.
Minister podkreślił, że wzrost cen jest dotkliwy, szczególnie dla najuboższych. - Zmiany te są jednak jednymi z najniższych wzrostów w całej Europie - zaznaczył.
Jego zdaniem, wzrost cen żywności w Polsce jest jednym z najniższych w Europie i jednocyfrowy, w przeciwieństwie do np. Łotwy - 21,7 proc. czy Bułgarii - 24,2 proc. "To dopiero jest szalejąca drożyzna" - argumentował.
Powody do optymizmu
- Są powody do optymizmu. Jest nowy rząd, który ma politykę nie prowadzącą do inflacji - przestał dolewać oliwy do ognia inflacji. Mamy też prezesa NBP, który dzięki temu, że jest nowy rząd, wreszcie zaczął walczyć z inflacją - mówił w debacie Rostowski. Podał, że zwrócił się do władz unijnych, by w rozmowach UE z Chinami i Indiami podniesiono zniesienie przez te kraje dotowania cen paliw, co mogłoby ograniczyć światowy wzrost ich cen.
Dziś to jeszcze nie problem
- Rząd oraz Narodowy Bank Polski muszą wspólnie walczyć z inflacją - powiedział w czwartek podczas sejmowej debaty nt. drożyzny poseł Marek Borowski z SdPL. Dodał, że 4,6-proc. inflacja nie jest jeszcze problemem. - Problem pojawi się, jeśli inflacja wzrośnie w przyszłym roku i w efekcie spowoduje spadek aktywności gospodarczej i powrót bezrobocia - zaznaczył Borowski.
Lewica: wprowadzić "dodatek drożyźniany"
Grzegorz Napieralski (SLD) przekonywał, że obecnie rządzący nie znają problemów zwykłych ludzi. - Prezes NBP, ministrowie czy posłowie PO - zarabiacie dziesiątki tysięcy złotych i nie widzicie problemu w tym, że masło zdrożało o złotówkę. Dla zwykłych ludzi to często oznacza codzienny dramat - mówił.
Wtórowała mu Anna Bańkowska. Uważa ona, że zafałszowana jest statystyka zmniejszającej się liczby osób, które korzystają z pomocy socjalnej czy świadczeń rodzinnych. - Rząd się chwali, że maleje ich liczba, a maleje tylko dlatego, że rosną zarobki. Nie oznacza to, że ludziom jest lepiej, bo ten wzrost pochłania inflacja, a próg uprawniający do świadczeń jest zamrożony - twierdzi Bańkowska.
Według Lewicy, realną pomocą dla najbiedniejszych byłby "dodatek drożyźniany", który wobec rosnących cen pozwoliłby przeżyć rodzinom najgorzej sytuowanym.
Cel: walka z inflacją
Prezes Narodowego Banku Polskiego Sławomir Skrzypek zapowiedział, że bank centralny chce współpracować z rządem przy zwalczaniu inflacji.
- Gospodarka wymaga otwartości i współpracy. Język agresji i konfliktu może być niebezpieczny dla gospodarki - mówił podczas debaty sejmowej. - Przy współpracy rządu i banku centralnego będą pozytywne efekty walki z inflacją - zaznaczył. Skrzypek podkreślił, że w jego ocenie większe podwyżki stóp procentowych doprowadziłyby do zmniejszenia wzrostu gospodarczego. - Wyższy wzrost stóp prowadziłby do szybkiego zahamowania gospodarki i wzrostu bezrobocia - wyjaśnił.
Zapewnił, że NBP nigdy nie zaprzeczał, iż jego głównym celem jest walka z inflacją. Zaznaczył jednak, że NBP nie ma wpływu na wzrost większości cen, które są odpowiedzialne za wzrost inflacji.
Przypomniał, że wzrosły światowe ceny żywności - pszenicy, ryżu, oleju rzepakowego. Drożeje też ropa naftowa, wpływając na globalny wzrost cen paliw. Gdyby nie umocnienie złotego do światowych walut, sytuacja byłaby jeszcze gorsza - dodał.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24