Jesteś matką, pracujesz w dużej firmie, wracasz z urlopu macierzyńskiego i myślisz, że nie mogą cię zwolnić? Błąd. Wszystko przez lukę w przepisach, z powodu której można pozbyć się powracających z urlopu kobiet w ramach zwolnień grupowych - pisze "Rzeczpospolita".
Od roku - jak pisze gazeta - obowiązują przepisy chroniące przed zwolnieniem rodziców, którzy nie idą na urlop wychowawczy, lecz wracają do pracy na część etatu. Najczęściej to matki, które zmniejszają sobie nieznacznie wymiar etatu i w ten sposób zapewniają sobie roczną ochronę przed zwolnieniem.
Umożliwiła im to tzw. ustawa prorodzinna, zgodnie z którą można dostać wypowiedzenie tylko w razie upadłości lub likwidacji firmy lub w trybie zwolnienia dyscyplinarnego.
"To wielki pic na wodę"
Tyle że, jak się okazuje, ochrona jest dziurawa. Pewny etat mają bowiem tylko ci, którzy pracują w małych firmach zatrudniających do 20 osób. Inaczej jest w dużych firmach.
Ustawodawca zapomniał, że oprócz kodeksu pracy jest jeszcze ustawa o zwolnieniach grupowych (dotycząca firm zatrudniających co najmniej 20 osób), która pozwala zwolnić w tym trybie nawet kobiety, które niedawno urodziły dziecko. Jej art. 5 wskazuje, komu nie wolno dać wypowiedzenia z przyczyn leżących po stronie pracodawcy. Na tej liście są m.in. kobiety w ciąży, osoby w wieku przedemerytalnym i działacze związkowi. Posłowie nie dodali jednak do niej rodziców, którzy zamiast pójść na wychowawczy, wrócili do pracy.
- Ta rozreklamowana ochrona rodzicielstwa to wielki pic na wodę – skarży się jedna z matek.
Zapomnieli?
W efekcie młoda matka, która zmniejszy wymiar etatu po powrocie z macierzyńskiego, i tak może zostać zwolniona. Zarówno wówczas, gdy pracę traci większa grupa, jak i w trybie likwidacji jednego etatu.
– Podczas pracy nad ustawą najwyraźniej nikt nie pamiętał, że jest specustawa o rozwiązywaniu stosunku pracy z przyczyn niedotyczących pracownika – mówi "Rz" radca prawny Grzegorz Orłowski.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu