Władze strefy euro oblały egzamin z zarządzania w kryzysie - uważa szef największego na świecie funduszu obligacji, PIMCO Mohammed El-Erian. Tymczasem szef Europejskiego Banku Centralnego uspokaja i mówi, że nikt o zdrowych zmysłach nie jest w stanie podważać faktycznej stabilności finansowej strefy euro.
Według Mohammeda El-Eriana, rządy eurolandu muszą wziąć się za walkę z nadmiernym zadłużeniem i zbyt wysokimi wydatkami - w przeciwnym razie w kolejce po międzynarodową pomoc po Grecji i Irlandii ustawią się Portugalia, Hiszpania, Belgia i Włochy.
Nie chcieli uciekać przed kryzysem
- Europejscy przywódcy nie zrealizowali pierwszej zasady zarządzania kryzysowego. Ta zasada to ucieczka przed kryzysem - czyli proaktywne działania zamiast reakcji na wydarzenia. Dopóki ruchy rządów strefy euro są postrzegane tylko jako odpowiedź na bieżące problemy, będziemy w zwolnionym tempie obserwowali katastrofę. Kiedy rządy wreszcie się obudzą, kolejny kraj będzie potrzebował wsparcia. Będzie się tak działo, dopóki Europejczycy nie zrównoważą swego zadłużenia - powiedział El Erain.
Tymczasem prezes EBC Jean Calude Trichet powiedział we wtorek w Brukseli, że inwestorzy nie doceniają determinacji decydentów politycznych, żeby zapewnić eurolandowi stabilność i dopuścić do rozszerzania się zakażenia na rynki obligacji kolejnych państw.
Stabilna strefa euro
- Nie wierzę, żeby stabilność finansowa strefy euro mogła być naprawdę podważana - powiedział Trichet w Brukseli.
Przywódcy Unii maja kłopoty z zażegnaniem kryzysu, który w zeszłym tygodniu dotknął Irlandię, a wcześniej w tym roku Grecję. Kraje te w związku z gigantycznym zadłużeniem musza płacić ogromne odsetki od pożyczanych pieniędzy. Dlatego potrzebowały pomocy finansowej Unii.
W niedzielę rządy UE ustanowiły pakiet ratunkowy dla Irlandii - wart 85 mld euro. Jednak od poniedziałku gwałtownie rosną rentowności obligacji Hiszpanii i Włoch, gdyż inwestorzy obawiają się, że one także mogą potrzebować pomocy.
Źródło: Bloomberg.com, TVN CNBC
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA