Nikt w Unii Europejskiej oficjalnie nie potwierdza, że wspólne obligacje państw strefy euro mogłyby w najbliższym czasie powstać. W środowym przemówieniu w Sejmie premier Donald Tusk ostrzegał, że jednym z największych zagrożeń dla naszej gospodarki mogą stać się wspólne eurobligacje, bo wtedy Polska za obsługę swojego długu musiałaby płacić znacznie wyższą cenę.
Obecnie każde państwo UE emituje własne obligacje. Zaciąga w ten sposób długi, żeby sfinansować swoje potrzeby. W związku z tym, że państwa Europy przedstawiają coraz bardziej kosztowne plany ratowania gospodarki - podobnie jak USA - potrzeby te rosną. A zatem musi też rosnąć zadłużenie. A więc - emisje papierów dłużnych.
Natomiast w przyszłości eurobligacje miałyby być wspólnym papierem wartościowym dla całej strefy euro. Takie nowe obligacje byłyby najbardziej atrakcyjnymi papierami na świecie, obok amerykańskich. Inne, w tym polskie mogłyby się przestać liczyć - pisze "Dziennik".
Jest tak dlatego, że każde państwo - w zależności od tego jak rynek ocenia szansę jego wypłacalności w przyszłości - płaci inną cenę ze swój dług. W najprostszy sposób cenę tę wyraża rentowność obligacji. Rentowność 10-letnich obligacji japońskich w jenach wynosiła w piątek 1,28 proc. rocznie i jest najniższa na świecie. Rząd USA za dług zaciągnięty na 10 lat w dolarach płacą obecnie 2,79 proc. rocznie.
Za długi już płacimy słono
W Europie wiele państw - nie tylko ze strefy euro - emituje obligacje we wspólnej walucie. Za najbezpieczniejsze papiery Starego kontynentu uważane są niemieckie. Rentowność 10-letniego niemieckiego długu w euro wynosi 3,01 proc. Ale już rząd Włoch - państwa należącego do strefy euro - od obligacji 10-letnich we wspólnej walucie płaci 4,44 proc. rocznie.
Polska wyemitowała w końcu zeszłego roku 10-letnie obligacje w euro. Kto zgadnie, ile za ten dług płacimy? Więcej niż dwa razy tyle, co Niemcy. W piątek rentowność polskich 10-letnich euroobligacji wynosiła 6,14 proc.
Dlaczego? Bo jesteśmy postrzegani jako kraj, który w perspektywie najbliższych 10 lat ma dwa razy większe szanse na bankructwo, niż Niemcy.
Wspólne obligacje państw strefy euro miałyby zapewne wyższą rentowność niż niemieckich (dlatego powstanie takich papierów nie jest w interesie Niemiec), ale niższą niż włoskich, greckich czy hiszpańskich. A to spowodowałoby, że Polska za swoje długi musiałaby płacić jeszcze więcej.
Minister usłyszał
Z ustaleń "Dziennika" wynika, że rząd naprawdę obawia się porozumienia krajów Eurolandu w tej sprawie. Skąd premier ma wiedzę o planach krajów strefy euro? 10 lutego w Brukseli przed comiesięcznym spotkaniem Ecofin (komitet szefów resortów finansów państw UE), doszło do nieformalnego spotkania ministrów finansów państw strefy euro. Minister Jacek Rostowski dowiedział się, o czym rozmawiano. Po powrocie spotkał się z premierem. - Euroland chce emitować eurobligacje - miał przestrzec szefa rządu.
Od tego dnia, jak twierdzą politycy Platformy związani z rządem, Tusk zaangażował się w budowę koalicji państw przeciw eurobligacjom. W piątek zapowiedział, że 1 marca na nieformalnym szczycie UE w Brukseli będzie dalej walczył. O co? - By Polska i inne kraje spoza strefy euro nie zostały wyrzucone przez silnych i bogatych poza burtę - tłumaczy szef rządu.
UE zaprzecza
Pomysł euroobligacji nie jest nowy. - Pojawia się co pewien czas i nigdy nie przechodzi w konkrety - bagatelizuje Amelia Torres, rzeczniczka komisarza ds. finansów UE Joaquina Almunii. Zawsze takie plany torpedowały Niemcy. Obawiały się, że tylko na tym stracą. Ale według wiedzy przekazanej premierowi przez Rostowskiego, właśnie 10 lutego miało dojść do przełomu w stanowisku Berlina. Niemiecki rząd jednak zaprzecza. Sygnały dementuje też Komisja Europejska. - Nie ma w tej sprawie porozumienia krajów strefy euro - mówi Amelia Torres.
Czy to znaczy, że problemu podnoszonego przez Tuska po prostu nie ma? - Takie porozumienie może zapaść nawet bez zgody Komisji - zapewnia rozmówca "Dziennika" z PO. I wskazuje, że emitentem euroobligacji byłby Europejski Bank Centralny. Z tej instytucji też jednak płynie dementi: - Trudno będzie o polityczną zgodę na taką emisję, a EBC nijak nie może w tym uczestniczyć - mówi Witold Krzyżanowski, rzecznik EBC.
Droga do wyjścia z kryzysu
Może więc rząd tworzy czarny scenariusz jedynie na podstawie plotek zasłyszanych przez Rostowskiego? Chyba jednak nie. Bliski Platformie prezes Pekao SA Jan Krzysztof Bielecki przyznał w piątek, że o pomyśle eurobligacji słyszał. Nie wyobraża sobie jednak, by został on wprowadzony bez form zabezpieczenia dla państw unijnych spoza strefy euro.
Także słynny inwestor George Soros twierdzi, że "stworzenie paneuropejskiego rynku obligacji rządowych przyniosłoby natychmiastowe korzyści". I zachęca do niego Niemców na łamach "Financial Times". Ten ekonomiczny dziennik już miesiąc temu pisał, że euroobligacje to najlepsza droga na wyjście z kryzysu w Europie - przypomina "Dziennik". Ale dla tych, którzy znaleźli się w strefie bezpieczeństwa.
Źródło: "Dziennik"