Japoński koncern samochodowy Toyota rozważa wstrzymania inwestycji wartej ponad 600 mln dolarów, jeśli nie ustaną niepokoje polityczne w Bangkoku - zapowiedział przedstawiciel koncernu w Tajlandii. W zamieszkach trwających od listopada zginęło dziewięciu demonstrantów.
Toyota jest największym producentem samochodów w Tajlandii. Rocznie z taśmy produkcyjnej schodzi 800 tys. jej pojazdów. Japoński koncern planował wzrost wydajności o 200 tys. aut w przeciągu trzech, czterech lat. Jak przekonuje Kyoichi Tanada - prezes Toyoty w Tajlandii, ze względu na zamieszki, te plany stanęły pod znakiem zapytania.
- Nasze nowe inwestycje mogą nie dojść do skutku, jeśli obecny kryzys będzie trwał dalej - podkreślił Tanada.
Z Chin do Tajlandii
W 2012 roku Toyota ograniczyła w Chinach produkcję swoich samochodów jedynie na potrzebny wewnętrznego rynku. Miało to związek z konfliktem chińsko-japońskim o wyspy Senkaku. Pojazdy przeznaczone na eksport zaczęły wtedy wyjeżdżać z fabryk w Tajlandii.
Bangkok też nie okazał się jednak szczęśliwy dla Toyoty. Samochodowy potentat zanotował w zeszłym roku kolejny spadek sprzedaży, po 2012 r., kiedy spadek ten wyniósł aż 80 proc. Sytuacja nie zmieniła się nawet przy rządowym dofinansowaniu do zakupu pierwszego auta dla mieszkańców Tajlandii.
Przedstawiciele Toyoty przewidują, że w tym roku sprzedaż samochodów w Tajlandii zmniejszy się o 13,6 procent, do 1,15 miliona pojazdów, głównie z powodu powolnego wzrostu gospodarczego.
Nieustające zamieszki
Nie pomaga też sytuacja polityczna. Uczestnicy trwających od ponad dwóch miesięcy demonstracji domagają się ustąpienia premier Yingluck Shinawatry, której zarzucają korupcję, oraz odłożenia zaplanowanych na 2 lutego przedterminowych wyborów. Opozycja podkreśla, że przed wyborami muszą zostać przeprowadzone reformy mające na celu walkę z korupcją w życiu politycznym.
Autor: tryb//bgr / Źródło: Reuters, tvn24.pl