Przedstawiciele spółek, które poniosły wielomilionowe straty na toksycznych opcjach walutowych, mają już plan, jak wybrnąć z kłopotów - dowiaduje się "Puls Biznesu". Chcą, niemal bez kosztów, unieważnić umowy z bankami.
Wytrych do rozwiązania trudnej sytuacji znalazł właściciel jednej ze spółek, które czują się poszkodowane w wyniku działalności banków. Zbigniew Grzybowski, prezes i współwłaściciel pomorskiej spółki "Kram", produkującej maszyny i opakowania, zainicjował spotkanie tych firm. W piątek w Toruniu przedstawiciele spółek mają przyjąć plan gry.
Wadliwa konstrukcja kontraktów
Jak uniknąć spłaty kilku miliardów zł ujemnej wyceny wystawionych walutowych opcji kupna? - Ogólnie chodzi o bariery włączające i wyłączające opcje w umowach, sposób ich ustalania, ich definicję, a przez to wadliwą konstrukcję całego kontraktu - wyjaśnia pomysłodawca. Zapewnia też, że - jak wynika z konsultacji eksperckich - jest duże prawdopodobieństwo powodzenia kontrataku firm.
Bank "przystawił mi pistolet do głowy"
Zbigniew Grzybowski przekonuje, że banki w wielu przypadkach naciągały przedsiębiorców na wystawianie opcji walutowych, a transakcje "zabezpieczające" okazały się czystą spekulacją.
Prezes "Kramu" skarży się, że bank proponował mu tylko udzielenie kredytu pod zastaw całego majątku produkcyjnego. Jego zdaniem, było to "przystawienie pistoletu do głowy". - Zbudowałem firmę od garażu. Jesteśmy regionalnym liderem w niektórych niszach rynkowych. Dlatego nie pozwolę, by banki zabrały mi moje dziecko — zapowiada Grzybowski.
Banki: Wiedzieli, co robią
Co na to banki? - Wszyscy, którzy podpisali umowy opcyjne, wiedzieli, co robią - komentuje anonimowo cytowany przez "PB" bankowiec. Jak argumentuje, jeśli przedsiębiorcy czegoś nie rozumieli w umowie, to mogli zapytać specjalistów w banku lub niezależnych ekspertów.
- Umów trzeba dotrzymywać nawet wtedy, gdy się traci. Takie są zasady gry w cywilizowanym świecie - dodaje.
"W grupie jest siła"
Wiadomo, że oprócz właścicieli firm niepublicznych, na toksycznych opcjach straciły również niektóre spółki z GPW. Wśród nich są m.in. o Apator, Zelmer i Ropczyce. - W grupie jest siła. Z rozmów z innymi spółkami wiem, że problem opcji walutowych jest niezwykle głęboki i powszechny - komentuje prezes Apatora, Janusz Niedźwiecki.
Skąd te straty?
Kilka miesięcy temu, kiedy złoty umacniał się, przedsiębiorcy sprzedający swoje usługi bądź towary za waluty obce, w obawie przed stratami, zawierali z bankami umowy o tzw. opcje walutowe. Bank zobowiązywał się, że odkupi od przedsiębiorcy np. 10 mln euro po 3,5 zł za 1 euro, nawet gdyby kurs tej waluty wynosił 3,3 zł. Za to bank dostawał opłatę, tzw. premię opcyjną.
Niekiedy umowa z bankiem nie przewidywała wnoszenia takiej opłaty. Dawała natomiast prawo do kupienia od firmy tej samej kwoty, np. 10 mln euro po kursie 3,6 zł za euro, w sytuacji gdyby złoty osłabł.
Gdy złoty rzeczywiście się osłabił, banki skorzystały z możliwości kupna waluty w ramach opcji, co w wielu przypadkach postawiło firmy w trudnej sytuacji.
Straty, jakie poniosły polskie firmy z powodu opcji walutowych, szacowane są na 8 mld zł.
Źródło: Puls Biznesu
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu