- Na przełomie listopada i grudnia strata polskich firm na umowach o tzw. opcje walutowe wynosiła 5,5, mld zł - poinformował wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak. Polskie firmy straciły wskutek osłabienia złotego.
Podczas przedstawiania w Sejmie informacji bieżącej na temat strat, jakie poniosły polskie firmy z powodu opcji walutowych, Pawlak zaznaczył, że strata na wszystkich "instrumentach pochodnych szacowana jest na 7,5 mld zł". Informacje te pochodzą z Ministerstwa Finansów i Komisji Nadzoru Finansowego (KNF), które uzyskały je na podstawie kontaktów z przedsiębiorcami i bankami.
Straty na spadającej złotówce
Kilka miesięcy temu, kiedy złoty umacniał się, przedsiębiorcy sprzedający swoje usługi bądź towary za waluty obce, w obawie przed stratami, zawierali z bankami umowy o tzw. opcje walutowe. Bank zobowiązywał się, że odkupi od przedsiębiorcy np. 10 mln euro po 3,5 zł za 1 euro, nawet gdyby kurs polskiej waluty był wyższy. Za to bank dostawał opłatę, tzw. premię opcyjną.
Niekiedy umowa z bankiem nie przewidywała wnoszenia takiej opłaty. Dawała natomiast prawo do kupienia od firmy tej samej kwoty np. 10 mln euro np. po kursie 3,6 zł za euro, w sytuacji gdyby złoty osłabł. Gdy złoty rzeczywiście się osłabił, banki skorzystały z możliwości kupna waluty w ramach opcji, co w wielu przypadkach postawiło firmy w trudnej sytuacji.
"Nie ma problemu z zabezpieczeniem kursu"
- Jeśli chodzi o zabezpieczenie kursu walutowego, nie ma problemu i nie ma ryzyka, jeżeli firma, która prowadzi eksport, czy też import, sprzedaje lub w imporcie kupuje walutę np. w kontrakcie typu futures na rynku regulowanym albo forward na rynku bankowym, jeżeli to koresponduje z wielkością obrotu tej firmy - powiedział wicepremier. Zaznaczył, że "tego typu instrumenty są powszechnie stosowane i spełniają bardzo dobrze swoją funkcję".
Według wicepremiera banki należałoby zachęcić do tego, żeby pod przyszłe przychody udzieliły im kredytu. - Wtedy byłoby to uczciwe potraktowanie klienta - dodał.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Radek Pietruszka