145 dolarów i 85 centów - to najnowszy, kolejny historyczny rekord cen ropy. Giełda w Nowym Jorku zareagowała tak na informację o spadku zapasów ropy w USA do najniższego poziomu od stycznia.
Amerykański Departament Energii poinformował, że zapasy ropy naftowej w USA spadły w ubiegłym tygodniu o 1,98 mln baryłek, czyli 0,66 proc., do 299,78 mln baryłek.
Nowa rekordowa cena surowca oznacza, że od końca zeszłego roku zdrożał on już o 50 procent.
- Wysokie ceny ropy oznaczają przedłużenie się spowolnienia gospodarczego - powiedział w Londynie amerykański sekretarz skarbu Henry Paulson. Jak zaznaczył, pomimo wyzwań czekających na Amerykę w przyszłym roku, wciąż wierzy w silne fundamenty amerykańskiej gospodarki.
- Po złych wynikach w pierwszym kwartale trudny okaże się również drugi kwartał, a prognozy na kolejny rok wskazują, że rosnące ceny ropy mogą doprowadzić do przedłużenia się spowolnienia gospodarczego. Rynek kapitałowy ciągle może zmagać się z zawirowaniami, a korekta na rynku nieruchomości będzie się pogłębiać. Wierzę jednak, że długofalowo fundamenty amerykańskiej gospodarki pozostają silne - powiedział Paulson w oświadczeniu.
Każdy powód dobry
Nie tylko informacja o zmniejszonych zapasach w USA wywołała panikę inwestorów. Także zaostrzenie napięć między Izraelem i Iranem (należącym do OPEC) spowodowało zwyżkowanie cen w ostatnich tygodniach.
W takich warunkach spekulanci na rynku ropy mieli pole do popisu, jeszcze bardziej swoimi działaniami przyczyniając się do pogłębienia inflacji i spadku wartości dolara.
W USA Dzień Niepodległości
Rekord ceny surowca padł w najgorszym momencie dla Amerykanów: tradycyjnie święto 4 lipca przedłuża się o weekend. Amerykanie skorzystają z długiego weekendu i będą podróżować - a więc skonsumują więcej paliwa.
Sami inwestorzy też myślą w kategoriach wolnych dni: - W Stanach jest teraz długi weekend i nikt z inwestorów nie chce ryzykować, że podczas odpoczynku złapie ich wiadomość o kolejnym zaognieniu na linii Iran-Izrael - powiedział w TV Bloomberg James Crandell, analityk z Energy Research w Nowym Jorku.
Tymczasem amerykańskie ministerstwo obrony poważnie obawia się, że Izrael może przed końcem tego roku zaatakować z powietrza irańskie instalacje nuklearne, co miałoby bardzo groźne konsekwencje dla USA i całego świata.
Zastrzegający sobie anonimowość wysoki przedstawiciel Pentagonu powiedział, że "istnieje coraz większe prawdopodobieństwo", iż Izrael przeprowadzi taki atak. Wywołałby on najpewniej odwet Iranu nie tylko przeciw Izraelowi, ale i USA. Wspomniany przedstawiciel oświadczył, że ewentualny izraelski atak nastąpiłby w wypadku przekroczenia dwóch - jak to określił - "czerwonych linii". (CZYTAJ WIĘCEJ)
Iran zagroził ostatnio, że zablokuje dostawy ropy naftowej w przypadku, gdyby miał zostać zaatakowany. W jego zasięgu znajduje się m.in. Cieśnina Ormuz, prze którą przepływa znaczna część ropy pochodzącej z Bliskiego Wschodu.
Źródło: PAP, Bloomberg