Kibice Manchesteru United protestują przeciw polityce finansowej właścicieli klubu. Co jednak, gdy kibicem, zagorzałym i aktywnie manifestującym, jest uznany finansista z firmy, której klientem jest rodzina Glazerów? Wtedy starcie o długi, kłamstwa i za drogie bilety przenosi się do wielkiego biznesu.
Fani "Czerwonych Diabłów" skupiają się głównie na protestach w zielono-złotej tonacji. Kolory szalików, które zakładają ostatnio na meczach, nawiązują do "lepszych czasów", początków historii klubu. Wśród kibiców jest Jim O’Neill - główny ekonomista banku Goldman Sachs. Tylko, że on poszedł w swoim proteście o wiele dalej.
Czerwony Rycerz mówi za dużo
O Neill, szef działu badań światowych Goldman Sachs zorganizował Czerwonych Rycerzy - grupę finansistów, którzy dążą do wykupienia klubu z rąk Glazerów. Prominentnej rodzinie nie przysłużył się też styczniową wypowiedzią dla agencji Bloomberga. "Manchester United jest za bardzo zadłużany. To nie jest dobra rzecz. Nie kupuję tych obligacji. Cenię sobie moje długoterminowe zaangażowanie w United bardziej niż cokolwiek innego".
O jakie obligacje chodzi? Otóż, dokładnie te, w których emisji pomagał klubowi pracodawca O'Neilla - Goldman Sachs. Bank był w konsorcjum banków, które uczestniczyły w emisji obligacji klubu na sumę 500 mln funtów.
Ukarzą bank za kibica?
Jak donosi "Financial Times", Joel Glazer, członek rodziny najbardziej zaangażowany w United, zadzwonił po tym komentarzu do szefa Goldman Sachs Lloyda Blankfeina.
O'Neill i bank podkreślają, że finansista działał jako "osoba prywatna". Ale anonimowa osoba znająca sytuację powiedziała gazecie, że te zapewnienia nie usatysfakcjonowały rodziny.
Glazerowie jasno dają do zrozumienia, że działania O'Neilla zmniejszają szansę na kontynuowanie współpracy korporacyjnej z Goldman Sachs – powiedziała wspomniana osoba.
Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"