Zaledwie dwóm z 447 chętnych udało się dotychczas ogłosić legalne bankructwo konsumenckie - pisze "Metro". Główny powód to zbyt restrykcyjne prawo, które zamiast pomagać tonącym w długach Polakom, mnoży przeszkody. Jest jednak szansa, że rząd je złagodzi.
Wprowadzone 31 marca tego roku tzw. bankructwo konsumenckie miało w praktyce pozwolić tym Polakom, którzy z nie z własnej winy popadli w tarapaty finansowe odciąć się od przyszłości, aby mogli rozpocząć życie z czystą kartą. Okazało się jednak, że nie jest to takie łatwe.
Bankrut ma pod górkę
Jak wynika z najnowszych statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości, do końca czerwca do sądów wpłynęło 447 wniosków Polaków o bankructwo. 72 z nich oddalono, a 130 zwrócono z powodu różnych formalnych braków. Jedynie w dwóch przypadkach sąd zgodził się ogłosić upadłość konsumencką - pierwszy raz w Koszalinie, drugi w Warszawie. W obu sprawach chodzi o kobiety, które poręczyły kredyty.
Zdaniem prawników, cytowanych przez gazetę, przepisy o upadłości konsumenckiej są martwe, bo za dużo w nich restrykcyjnych wymagań, które w zamierzeniu miały być zaporą dla naciągaczy. Okazały się jednak zaporą dla wszystkich.
Jest jednak szansa, że na jesieni rząd zgodzi się na złagodzenie restrykcji. - Przyglądamy się działaniu ustawy i nie wykluczamy nowelizacji. Zleciłem już Instytutowi Wymiaru Sprawiedliwości porównanie naszego prawa z rozwiązaniami w innych krajach UE - zapewnia gazetę wiceminister sprawiedliwości Zbigniew Wrona. Zastrzega jednak, że nie będzie zgody na bardzo liberalny wariant amerykański.
Źródło: Metro
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu