Polska może przenieść część produkcji energii elektrycznej na Białoruś albo Ukrainę, jeśli nie zostaną spełnione polskie postulaty w sprawie pakietu klimatyczno-energetycznego - ostrzegł w Brukseli wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak.
- Równie dobrze, jeśli będą zbyt wysokie koszty uprawnień (za emisje CO2), to możemy zainwestować na Ukrainie czy Białorusi, tam wybudować elektrownię węglową, gdzie nie będzie opłat za emisje, i bezpośrednio importować prąd - powiedział Pawlak.
- Dyskutujemy o tym otwarcie - dodał polski wicepremier.
Jeśli będą zbyt wysokie koszty uprawnień za emisje CO2, to możemy zainwestować na Ukrainie czy Białorusi wicepremier Waldemar Pawlak
Komisja Europejska zaproponowała, by wszystkie prawa do emisji CO2 w energetyce były sprzedawane na specjalnych aukcjach już od 2013 roku. Ich wysoki koszt ma skłonić do odejścia od węglowych elektrowni na rzecz bardziej przyjaznych środowisku technologii, najlepiej ze źródeł odnawialnych. Polska z gospodarką w 94-proc. opartą na węglu argumentuje, że realizacja ambitnego pakietu klimatyczno-energetycznego grozi drastyczną podwyżką cen prądu - nawet do 90 proc.
- Jeśli będzie takie ortodoksyjne stawianie tylko na wysokie koszty praw do emisji, to konieczne będą adekwatne działania w obszarze przemysłu i realnej gospodarki, żeby nie przenosić tych kosztów na konsumentów i na przemysł - powiedział Pawlak.
KE w zaprezentowanym w styczniu pakiecie przewidziała ryzyko likwidacji zakładów w Europie i ich przeprowadzki np. na Ukrainę albo do Chin - gdzie nie ma rygorystycznych norm emisji. Dla tzw. przemysłów energochłonnych, których lista ma być uzgodniona w przyszłości, KE zaproponowała częściowo darmowe prawa do emisji - ale nie dla energetyki. KE wyszła z założenia, że elektrowni nie da się przenieść za granicę tak łatwo, jak huty albo cementownie.
Pawlak podkreślił, że ucieczka wysokoemisyjnego przemysłu przed surowymi unijnymi normami jest jeszcze bardziej prawdopodobna w czasach kryzysu, kiedy firmy będą szukać oszczędności. Zdaniem wicepremiera, nie ma przeszkód, by "delokalizować" także produkcję energii.
- To jest możliwe szczególnie w krajach na granicach UE, tak jak w polskim przypadku - powiedział, argumentując, że prąd z Białorusi albo Ukrainy może być po prostu tańszy od rodzimej produkcji. Pawlak mówił, że np. z kopalni węgla kamiennego "Bogdanka" w woj. lubelskim jest bliżej do białoruskiej granicy, niż do elektrowni "Kozienice".
Polska liczy, że takimi argumentami przekona unijnych partnerów do systemu bezpłatnych uprawnień dla elektrowni stosujących najbardziej przyjazne środowisku technologie (tzw. benchmarking). - To obniża emisje, ale za rozsądną cenę, to jest znacznie tańszy i bardziej efektywny mechanizm - przekonywał Pawlak.
Polityczne porozumienie w sprawie pakietu, który ma zapewnić, że UE zredukuje emisje CO2 o 20 proc. do 2020 roku, ma zapaść na kolejnym szczycie UE w grudniu. Przewodnicząca UE Francja jest zdeterminowana, by doprowadzić do porozumienia przed końcem roku. Do propozycji benchmarkingu Polska ma przekonywać prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego na miniszczycie premierów państw Europy środkowej w Gdańsku 6 grudnia.
Źródło: PAP