Czwartek to czarny dzień dla naszej waluty. Wczesnym popołudniem wartość złotówki spadła do poziomów nieobserwowanych od dawna. Później było trochę lepiej, ale około godziny 18.30 dolar wciąż kosztował 3,01 zł, czyli o ok. 40 proc. więcej niż jeszcze w lipcu tego roku. Za funta trzeba było zapłacić 4,85 zł, za franka szwajcarskiego ponad 2,55 zł, a za euro 3,85 zł.
W ciągu trzech dni złotówka straciła na wartości wobec najważniejszych walut już kilkanaście procent. Eksperci mówią nawet o ataku spekulacyjnym. Naszej walucie nie pomogła nawet wczorajsza deklaracja premiera Donalda Tuska, że w przyszłym tygodniu ma zostać przedstawiony i przyjęty harmonogram zmiany złotego na euro. Świat nadal patrzy na nas przez perspektywę Węgier. Za gwałtowny spadek forinta, złotówka obrywa rykoszetem - nadal bowiem jesteśmy traktowani tak, jak sąsiedzi.
Ale NBP i Ministerstwo Finansów uspokajają. - Osłabienie złotego nie ma podstaw fundamentalnych. Sytuacja makroekonomiczna Polski jest bardzo korzystna. Tempo wzrostu PKB przekracza 5 proc., bezrobocie spadło poniżej 9 proc., a inflacja powróciła do trendu spadkowego. Sytuacja budżetu jest dobra, co pozwala na realizację niższego niż planowano deficytu budżetowego. W ocenie MF, osłabienie złotego wynika z czynników globalnych i ma charakter przejściowy - przekonuje wiceminister finansów Katarzyna Zajdel-Kurowska.
Dolar wraca do Ameryki
Powody wzrostu kursów są nadal te same: globalny kapitał ucieka do amerykańskich obligacji, podnosząc tym samym kurs dolara do innych walut. Inwestorzy na całym świecie powoli tracą zaufanie do rynków wschodzących i przenoszą swoje pieniądze do USA. Obligacje nawet zadłużonego rządu amerykańskiego, są w ich oczach pewniejsze niż papiery polskie, węgierskie czy brazylijskie.
Dzieje się tak ponieważ kraje rozwijające się tracą wiarygodność. Amerykańska agencja Standard & Poor's zagroziła w czwartek, że może obniżyć rating wiarygodności kredytowej dla Rosji. Niepokojące sygnał wysłała też Białoruś, która zwróciła się do Międzynarodowego Funduszu Walutowego z prośbą o gigantyczną pożyczkę wysokości 2 miliardów dolarów. Tym samym kraj dołączył do Węgier, Ukrainy, Islandii i Pakistanu, które już wcześniej aplikowały o wsparcie.
Zaufania nie zwiększają też działania władz krajów rozwijających się. W środę argentyńska prezydent Cristina Kirchner zapowiedziała nacjonalizację prywatnych funduszy emerytalnych. Ta deklaracja wprowadziła niepokój na wszystkich rynkach Ameryki Południowej.
Co ma z tym wszystkim wspólnego Polska? Okazuje się, że bardzo wiele. Nasz kraj wciąż znajduje się w grupie krajów rozwijających się (są tam nie tylko Węgry czy Czechy, ale także Brazylia, Korea i Argentyna). Kłopoty którejkolwiek z wschodzących gospodarek odbierane są jako kłopoty całej grupy krajów, w tym także Polski. Nasz złoty, mimo braku czynników fundamentalnych spada zatem jak szalony, w ślad za spadkami wartości innych walut krajów rozwijających się. Największy, negatywny, wpływ mają Węgry, ale nie bez znaczenia są też inne światowe waluty.
Złotówka jest najsłabsza od dwóch lat złotówka
Potrzeba interwencji
- W czasie kryzysu należy działać zdecydowanie. Interwencja w sprawie złotego nie jest potrzebna - naszą walutę najlepiej teraz wzmocnić pośrednio - przyciągając inwestorów - mówił poranny gość radia PiN, Cezary Mech, były wiceminister finansów w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza.
Źródło: tvn24.pl, money.pl, Bloomberg, TVN CNBC Biznes
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu