W ostatnich kilkunastu miesiącach zatrudnienie w PLL LOT spadło z 3,6 do 2,3 tys. osób. Zarządzający spółką tłumaczyli, że zwalnia pracowników bo szuka oszczędności. Jednocześnie prezes Sebastian Mikosz poszukiwał poprzez firmę headhunterską menedżerów, którzy mieli ratować LOT. Za podpis pod umową zapłacił headhunterowi 90 tys. euro, a za wskazanie odpowiedniego kandydata dokładał każdorazowo od 17 do 28 tys. euro.
Zrestrukturyzowanie spółki było głównym zadaniem jakie przed ponad rokiem czekało na Mikosza, wstępującego na stanowisko nowego prezesa PLL LOT. Dziś coraz głośniej słychać, że Ministerstwo Skarbu Państwa z tempa restrukturyzacji i jej efektów zadowolone nie jest. Według TVN CNBC Biznes na piątkowym posiedzeniu rady nadzorczej najprawdopodobniej dojdzie do zmian w zarządzie firmy. Prezes Mikosz ma zostać odwołany. Powód? Między innymi kontrowersje wokół podpisywanych kontraktów i umów.
Podpis: 355 tysięcy
W ostatnim czasie roczną współpracę z przewoźnikiem w ramach jednego z projektów zakończyła firma doradztwa personalnego, która specjalizuje się w poszukiwaniu dla firm kadry zarządzającej. Przez ostatni rok, czyli w fazie zwolnień grupowych w PLL LOT, headhunter szukał dla spółki menedżerów.
- Taka współpraca miała miejsce. W tej chwili projekty, które prowadziliśmy dla tego podmiotu, zostały zakończone i nie realizujemy nowych - mówi tvn24.pl przedstawiciel firmy headhunterskiej, która pracowała dla LOT. Nie chce mówić o szczegółach umowy. - Polityka naszej firmy na całym świecie jest taka sama: nie komentujemy poufnych umów handlowych zawieranych z naszymi klientami - ucina.
Umowę zawarto 31 lipca 2009 roku. Udało nam się dotrzeć do jej zapisów. W imieniu PLL LOT podpisał ją prezes zarządu Sebastian Mikosz. Spółka zobowiązywała się do zlecenia w ciągu 12 miesięcy co najmniej dziesięciu projektów rekrutacyjnych, "realizowanych lokalnie i międzynarodowo". Na każde stanowisko, którego dotyczyło zlecenie, headhunter wskazać musiał 3-5 kandydatów. Na przeprowadzenie spotkań, przedstawienie "short list" kandydatów i rekomendacji miał osiem tygodni. Ile ta współpraca była warta?
Za zawarcie umowy LOT wypłacił firmie 90 tysięcy euro w 12 ratach (po obecnym kursie to ok. 355 tys. zł). Płacił też za "poniesione przez zleceniobiorcę dodatkowe (niewymienione w umowie - red.) koszty, po ich uprzednim zaakceptowaniu". Były nimi na przykład koszty podróży, czy zakwaterowania.
Umowa: 110 tysięcy
To nie koniec. "Głowa" każdego zatrudnionego menadżera kosztowała państwową spółkę od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy euro. W przypadku pozycji obsadzanych lokalnie było to dokładnie 17 tysięcy euro plus VAT, przy pozycjach obsadzanych międzynarodowo - 28 tysięcy euro plus VAT (od ok. 67 do ok. 110 tys. zł).
Sprawy personalne i sposób rekrutacji to jest wewnętrzna sprawa spółki. Żadnego komentarza nie będzie. Zresztą, nie znam przebiegu tej umowy. Jacek Balcer, rzecznik LOT
Ilu menedżerów zatrudniono w LOT w czasie obowiązywania umowy? - Myślę, że nie było ich dziesięciu. Na pewno kilku - mówi Jacek Balcer, rzecznik przewoźnika. Zastrzega, że - według jego wiedzy - nie wszystkich zatrudniono korzystając ze wsparcia firmy headhunterskiej.
Doświadczenie: bezcenne
O całkowitym koszcie współpracy z headhunterem rzecznik także mówić jednak nie chce. - Sprawy personalne i sposób rekrutacji to jest wewnętrzna sprawa spółki. Żadnego komentarza nie będzie. Zresztą, nie znam przebiegu tej umowy - zaznacza.
Balcer przyznaje, że "na etapie zwolnień grupowych firmę obowiązuje wewnętrzna rekrutacja". - Ale nie na wyższych stanowiskach menedżerskich. Jak pan sobie wyobraża transfer "know-how" jeśli mamy zatrudniać ludzi tylko z wewnątrz? - pyta. - Nie znajdzie się speców od planowania siatki (połączeń) wewnątrz firmy jeśli ma ona wyglądać inaczej niż wyglądała dotąd i nie przynosić strat. Dlatego trzeba szukać osób, które mają doświadczenie w innych dobrych liniach - przekonuje.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: fot. wikipedia