Norweska gospodarka potrzebuje zagranicznych wykonawców, co stwarza szansę dla polskich przedsiębiorstw - uważają eksperci. Ich zdaniem na sukces na tamtejszym rynku mogą liczyć m.in. polskie firmy z branży budowlanej, inżynieryjnej i projektowej.
Zapotrzebowanie norweskiego rynku konstrukcyjnego jest tak duże, że chętnie witani są zagraniczni wykonawcy. Michael Bors z norweskiej agencji rządowej odpowiedzialnej za kolej (Jernbaneverket) powiedział dziennikarzom, że mile widziane są też polskie firmy.
Budowlanka na czele
Według Skandynawsko-Polskiej Izby Gospodarczej największą szansę na sukces w Norwegii mają polskie firmy z branży budowlanej, inżynieryjnej i projektowej. Wykwalifikowani pracownicy budowlani mogą znaleźć zatrudnienie przy usługach remontowych i pracach wykoń́czeniowych. Prężnie rozwija się również branża związana z wydobyciem i przetwórstwem ropy i gazu, co stwarza szanse dla firm i specjalistów z tego sektora. Także branża stoczniowa i sektory pokrewne dają możliwości współpracy producentom elementów do statków, podzespołów, urządzeń́ elektrycznych, elektromechanicznych, elementów wyposażenia itp. Norweski rynek mogą też próbować zdobyć firmy informatyczne zajmujące się programowaniem. Inwestycje zaplanowane są również w obszarze energii odnawialnej. Norweski prawnik Lars Berntsen powiedział, że można wygrywać kompetencjami i wydolnością, która na tamtejszym rynku jest niewystarczająca. Najważniejsza jednak jest jakość - podkreślił. - Cena jest bardzo ważna, ale nie jest to jedyne kryterium. Polskie firmy nie odniosą sukcesu w Norwegii tylko dzięki niższej cenie - tłumaczył. Zwrócił też uwagę na koszty płac. Zgodnie z norweskim prawem polscy pracownicy muszą otrzymywać w Norwegii takie samo wynagrodzenie jak Norwegowie. Na tym gruncie nie można więc konkurować. Podobnie - wskazał - jeśli chodzi o materiały, gdyż norweskie firmy również mogą je kupować w Polsce.
Norweski standard jakości
Dyrektor Skandynawsko-Polskiej Izby Gospodarczej Agnieszka Kowalcze podkreśliła, że Norwegia, podobnie jak i pozostałe kraje skandynawskie, ma wysokie standardy jakości, które muszą spełniać usługi oraz produkty sprzedawane w tym kraju. "Najlepiej, gdy są one udokumentowane i potwierdzone odpowiednimi certyfikatami. Warto zadbać o ich uzyskanie z odpowiednim wyprzedzeniem" - wskazała. Pozyskanie rynku wymaga cierpliwości, długofalowego planowania oraz konsekwentnego budowania marki - przekonywał z kolei prezes Skandynawsko-Polskiej Izby Gospodarczej Carsten Nilsen. Zastrzegł jednak, że nie stanie się to szybko. - Firma musi dać się poznać i zdobyć zaufanie potencjalnych klientów. Ułatwieniem może być nawiązanie współpracy z norweskimi kontrahentami już w Polsce, poprzez lokalny oddział lub przedstawicielstwo firmy - powiedział. Jego zdaniem łatwiej później nawiązywać kolejne kontakty, gdy można oprzeć się na rekomendacji norweskiego partnera. Podobnie uważa pierwszy sekretarz i kierownik Wydziału Promocji Handlu i Inwestycji ambasady RP w Oslo Mariusz Biedrzycki. - Nad pozyskaniem norweskiego klienta trzeba się solidnie napracować. Jeżeli ktoś myśli, że wysłanie maila wywoła reakcję, to się grubo myli. Za mailem trzeba wykonać kilkanaście telefonów - powiedział. Według niego pierwsza rzecz, na którą Norwegowie zwracają uwagę w przypadku potencjalnego partnera biznesowego, jest strona internetowa firmy - ważne jest to, by miała wersję angielską. Jak mówił, głównymi wykonawcami na norweskim rynku zwykle są największe firmy norweskie, ewentualnie szwedzkie, duńskie lub niemieckie, cieszące się w Norwegii prestiżem; Polacy co najwyżej są podwykonawcami. Biedrzycki przyznał, że Norwegowie zazwyczaj myślą o Polsce stereotypowo, ale jak już się do nas wybiorą - są zachwyceni. - Przecież Kraków, Gdańsk, Wrocław, nie mówiąc o Warszawie, to większe miasta niż Oslo - dodał.
Znać język
Według niego podstawowym warunkiem obecności na norweskim rynku jest znajomość angielskiego. Poza tym, jeżeli dana firma chce świadczyć usługi w Norwegii, musi się zapoznać z miejscowym prawem. - Firma polska nie może po prostu przyjechać i świadczyć usługi; są pewne wymogi formalne, informacyjne wobec organów podatkowych, które każda zagraniczna firma musi wypełnić - instruował. Wskazał też kilka przykładów norweskiej specyfiki. - Norwegowie myślą bardzo schematycznie i systemowo - mają wypracowany jeden schemat i się go trzymają, więc jeżeli coś idzie niezgodnie ze schematem, to się w tym gubią. Podobnie działa norweskie prawo, od którego nie ma specjalnych wyjątków, klauzul etc. W efekcie zasady są jasne, a prawo mniej skomplikowane, niż np. w Polsce - opisywał. Radził też, by wszelkie ustalenia mieć na piśmie. - Inaczej partnerzy mogą się łatwiej wycofać. Nie jest żadnym faux pas wysłanie im podsumowania ustaleń. Zazwyczaj są przewidywalnymi, terminowymi kontrahentami. Nieco gorzej bywa z solidnością norweskich firm prowadzonych przez imigrantów - dodał. Zastrzegł jednak, że pewne problemy w komunikacji może wywoływać różnica w stosowaniu zwrotów grzecznościowych - w Norwegii każdy zwraca się do siebie na ty, ale to nie oznacza wcale, że traktują się jak bliscy znajomi. Należy więc mieć tego świadomość i się zanadto nie spoufalać - mówił.
Decyzje wyczekane
Decydując się na prowadzenie biznesu w Norwegii, trzeba brać pod uwagę to, że bardzo dużo czasu zajmuje tu podejmowanie decyzji - wskazał Biedrzycki. Radził, by nie wywierać na Norwegów nacisków i czegokolwiek wymuszać. To powoduje - jak tłumaczył, że stają się zestresowani, to ich "usztywnia". Lepiej też na nich nie krzyczeć i nie podnosić głosu; emocje powinno się trzymać na wodzy. Biedrzycki zwrócił uwagę, że w Norwegii nie ma ustalonej płacy minimalnej. Natomiast są tzw. umowy taryfowe, czyli minimalne stawki ustalane dla poszczególnych branż: stoczniowej, budowlanej, rolniczej czy sprzątającej, ustalane w toku negocjacji z udziałem m.in. związków zawodowych. To branże, w których pracuje dużo obcokrajowców i Norwegowie obawiają się dumpingu płacowego. Stawki zależą od poziomu wykwalifikowania pracownika. Informacje na temat ich wysokości na bieżąco publikowane są po polsku na stronie norweskiej inspekcji pracy. Umieszczanie informacji po polsku - według niego - wynika z tego, że nasi rodacy są najliczniejszą mniejszością narodową w Norwegii; oficjalnie zarejestrowanych jest na stałe 91 tys. Polaków, a sezonowo może to być nawet 150 tys.
A co z podatkami?
Marek Korowajczyk z Departamentu Promocji i Współpracy Dwustronnej Ministerstwa Gospodarki powiedział, że problemem występującym w naszych relacjach gospodarczych z Norwegią jest brak rozstrzygnięcia kwestii podwójnego opodatkowania. Rzutuje to na funkcjonowanie w tym kraju polskich jedno-, dwu czy trzyosobowych firm. W efekcie polskie firmy muszą tam płacić zaliczki na podatek dochodowy, mimo że deklarują płacenie podatków w naszym kraju. Muszą więc zapłacić zaliczkę, a potem długo czekać na zwrot. Oznacza to zamrożenie kapitału, co dla małych firm jest dotkliwe. Według informacji Wydziału Promocji Handlu i Inwestycji ambasady RP w Oslo współpraca gospodarcza pomiędzy Polską a Norwegią, wyrażona wartością wymiany towarowej, z roku na rok ulega poprawie. Od 2004 r., kiedy Polska weszła do UE, polsko-norweskie obroty handlowe wzrosły blisko trzykrotnie, z 2,1 mld euro do nieco ponad 6 mld euro w roku 2013. W tym samym czasie polski eksport do Norwegii zwiększył się z 1,1 mld euro do 3,1 mld euro, a import z 1 mld euro do 2,9 mld euro. Norwegia jako docelowy rynek dla polskich produktów w 2013 r. zajęła 15. miejsce pod względem eksportu z Polski (w 2012 r. było to miejsce 17.) oraz 14. pod względem importu do Polski (w 2012 - 18 miejsce).
Autor: mn/klim/kwoj / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu