Nocna i świąteczna opieka zdrowotna jest źle zorganizowana, co może zagrażać bezpieczeństwu zdrowotnemu pacjentów, przynosi świadczeniodawcom nienależny zysk, a także stratę finansową dla NFZ - twierdzi Najwyższa Izba Kontroli.
Według opublikowanego na stronie NIK raportu, pełniejsze wykorzystanie nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej mogłoby być sposobem na odciążenie pogotowia ratunkowego i szpitalnych oddziałów ratunkowych (SOR), z których przede wszystkim pacjenci korzystają w nagłych wypadkach.
Pogotowie i SOR-y przeciążone
Zdaniem NIK nocna i świąteczna opieka nie jest jednak w pełni wykorzystana, a pogotowia i SOR-y są przeciążone. Izba już wcześniej podawała, że znaczna część osób przyjmowanych do SOR w ogóle nie powinna tam trafić, bo kwalifikuje się do opieki podstawowej.
Według NIK tryb pracy zespołów dyżurujących był niedostosowany do potrzeb pacjentów. Są bowiem znaczne różnice w liczbie pacjentów zgłaszających się do przychodni w dni powszednie oraz w dni wolne od pracy. W dni robocze po poradę zgłaszało się od 4 do 20 osób, w weekendy - od 30 do 200. "W efekcie w dni powszednie zespołów dyżurujących było za dużo w stosunku do faktycznych potrzeb pacjentów, a w dni wolne od pracy najczęściej za mało" - podkreśla NIK.
Za mało dyżurów
W ponad 30 proc. kontrolowanych miejscowości było za mało zespołów dyżurujących - mniej niż wymagają przepisy i niż opłacił NFZ. Były też placówki, w których takich zespołów w ogóle nie utworzono, a pacjentów, niezgodnie z prawem, przyjmowali lekarze niezgłoszeni jako dyżurujący. Pełnili oni w tym samym czasie dyżur np. na oddziałach szpitalnych. Ponadto lekarze pełnili dyżury w domach pod telefonem, zamiast w wyznaczonej placówce - co jest sprzeczne z zarządzeniem prezesa NFZ.
Inną nieprawidłowością było zaniżanie czasu pracy: ponad 20 proc. skontrolowanych świadczeniodawców regularnie skracała zespołom czas dyżurowania i dostępności dla pacjentów, wyznaczając samowolnie godziny pracy inne niż zapisane w kontraktach, gwarantujących pacjentom podstawową opiekę zdrowotną przez całą dobę.
NIK uważa, że wiele placówek stosuje nieuzasadniony podział pracy na zespół wyjeżdżający i zespół dyżurujący na miejscu - co powoduje nierównomierne obciążenie pracą na niekorzyść zespołu udzielającego świadczeń w przychodni (90 proc. wszystkich porad lekarskich). W efekcie tego podziału w danej placówce faktycznie przyjmuje mniej lekarzy niż powinno (np. dwóch zamiast czterech), bo część z nich jedynie oczekuje na wyjazd. To z kolei powoduje tworzenie kolejek i niepotrzebne wydłuża czas oczekiwania na przyjęcie pacjentów - twierdzi NIK.
Kontrowersyjne składy
Wątpliwości NIK wzbudził też skład dyżurujących zespołów lekarsko-pielęgniarskich. Nie wszystkie dyżurowały w składzie deklarowanym przez świadczeniodawcę przy podpisywaniu kontraktu. Niektórzy z nich już po uzyskaniu kontraktu zawierali z Funduszem aneksy, w których zmniejszano liczbę faktycznie dyżurujących lekarzy. Zdarzało się także, że zamieniano w ten sposób lekarzy z pożądaną w lecznictwie doraźnym specjalnością na lekarzy o innej, wątpliwej w tej sytuacji, przydatności np. medycyny nuklearnej. Szczególnie mocno odczuwalny w wielu placówkach był brak pediatrów.
NIK zwraca uwagę, że wszystkie wymienione nieprawidłowości działają na szkodę pacjentów, mogą zagrażać ich bezpieczeństwu, przynoszą świadczeniodawcom nienależny zysk i realną stratę finansową dla NFZ. Świadczą też o braku odpowiedniego nadzoru i kontroli nad wydawanymi pieniędzmi ze strony samego płatnika, czyli Funduszu.
Dlatego NIK wskazuje na konieczność wzmocnienia nadzoru NFZ nad realizacją tych świadczeń. Zdaniem NIK NFZ powinien rozważyć zorganizowanie nocnej i świątecznej opieki w tej samej placówce, w której funkcjonują szpitalne oddziały ratunkowe. Pozwoli to zrównoważyć pracę opieki nocnej i ratunkowej oraz odciążyć przeładowane SOR-y. NFZ powinien też dostosować i zróżnicować liczbę zespołów opieki zdrowotnej, dyżurujących w dni powszednie oraz w dni wolne od pracy, w zależności od rzeczywistych, lokalnych potrzeb pacjentów - głosi raport.
Autor: //gry / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Kraków