Mimo optymistycznych wieści dochodzacych z Moskwy, o zawartym przez polityków UE i Rosji porozumieniu w sprawie konfliktu gazowego, impas trwa nadal. Dogadać wciąż się nie mogą wykonawcy ewentualnego porozumienia - koncerny: ukraiński Naftohaz i rosyjski Gazprom.
- Rozmowy o dostawach gazu z Rosji na Ukrainę nie przyniosły żadnych wyników - oświadczył, po powrocie z Moskwy, prezes ukraińskiej państwowej spółki paliwowej Naftohaz Ołeh Dubyna. - Gazprom nadal nalega, by w 2009 r. Ukraina płaciła 450 dolarów za tysiąc metrów sześciennych gazu - dodał.
Według niego, dalsze rozmowy na temat cen gazu i stawki za jego tranzyt przez Ukrainę do odbiorców w innych państwach europejskich powinny być kontynuowane na "wyższym szczeblu".
(Nie)porozumienie?
Te doniesienia mogą zdumiewać, bo w kilka godzin przed wypowiedzią Dubyny, premier przewodniczących UE Czech Mirek Topolanek doszedł do porozumienia z premierem Rosji Władimirem Putinem. Panowie rozmawiali o umowie, którą Topolanek wypracował wcześniej w Kijowie, a więc zawarcie porozumienia także przez Ukraińców wydawało się jedynie formalnością. Na jej mocy, Rosja miała odkręcić kurki z gazem, a jego przesył miał być monitorowany przez europejskich obserwatorów.
Mirek Topolanek z Moskwy wyleciał prosto do Kijowa. Nie znamy na razie efektu kolejnych rozmów w stolicy Ukrainy.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA