Już zdawało się, że w samo południe na rynku walutowym nastąpił krach. Kurs euro zbliżał się już do 4 złotych, dolar był po 3,13 zł, a frank szwajcarski, w którym Polacy zaciągnęli kilkadziesiąt miliardów złotych kredytów mieszkaniowych był po 2,69 zł. Wartość pogardzanego ostatnio funta zbliżyła się do 4,9 zł. Jednak na koniec dnia złoty umocnił się i to także w porównaniu z notowaniami z czwartku.
Narodowy Bank Polski zaskoczył inwestorów grających na osłabienie złotego. Prezes NBP Sławomir Skrzypek powiedział dziennikarzom tuż przed południem, że bank centralny nie przewiduje w tej chwili interwencji na rynku walutowym. A to znaczy, że na dalszej grze na osłabienie złotego nie da się zarobić. Bo kiedy bank centralny interweniuje skupując złote, tylko i wyłącznie on na tym traci. Zarabiają ci, którzy grają przeciwko niemu. A skoro NBP nie zdecyduje się kupować interwencyjnie złotego, wtedy nie opłaca się grac na dalszą zniżkę kursu, bo można za to słono zapłacić.
- To co Narodowy Bank Polski mógł zrobić dla bezpieczeństwa banków, to już zrobił - powiedział prezes Skrzypek.
Jednak trzeba się bać?
Jednak cytowany przez agencję Bloomberg profesor ekonomii z New York Uniwersity Nourile Roubini stwierdził, że perspektywy dla światowych rynków wschodzących są złe.
Analitycy oceniają, że nie ma pewności, co wydarzy się w przyszłym tygodniu. Ich zdaniem, dopóki rynki nie odzyskają płynności, a główną rolę będą grały emocje, a nie przywiązanie do fundamentów gospodarki, można spodziewać się dużej zmienności kursu walutowego zwłaszcza takiej waluty, jaka jest złoty, wciąż zaliczany do kategorii walut o większym ryzyku.
"Kończymy sesję pod znakiem mocniejszego złotego, najwyższy poziom kursu w ciągu dnia, jaki obserwowaliśmy wynosił 3,94 za euro, w tej chwili jest to 3,81. Może to wynikać z chęci domknięcia pozycji przed końcem tygodnia, być może pojawili się pierwsi chętni do zakupu złotego po tych poziomach. Należy podchodzić do tego mimo wszystko z dużym dystansem, rynki są bardzo rozchwianie" - powiedział PAP Henryk Sułek z Millennium Banku.
Potrzebujemy euro
Także przedstawiciele polskiego rządu i ekonomiści zapewniają, że nasza gospodarka ma zdrowe i solidne podstawy. Według opinii niektórych ekspertów przyczyną słabnięcia złotego jest postrzeganie Polski przez zachodnich inwestorów jako jednego z państw objętych większym ryzykiem.
W ocenie rynku, za ostatnią falą wyprzedaży akcji w Warszawie stoją zachodni inwestorzy
- Mamy płynny kurs złotego. To co obserwujemy obecnie to jest dostosowanie przepływów walutowych z rynku kapitałowego. Gospodarka ma solidne fundamenty w sferze realnej, zmniejsza się bezrobocie, rośnie sprzedaż - powiedział wicepremier Waldemar Pawlak na piątkowej konferencji.
Sytuację podsumował wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową Bohdan Wyżnikiewicz, według którego przede wszystkim na sytuację naszej waluty negatywnie wpływa fakt pozostawania poza strefą euro.
Polscy ekonomiści uspokajają
Polscy ekonomiści jednak uspokajają. W ich opinii w 2009 roku inflacja spadnie nawet do 3,5 procent, gdyż Rada Polityki Pieniężnej będzie odwlekać cięcia stóp procentowych. We wrześniu inflacja, liczona rok do roku, wyniosła 4,5 procent.
- Fundamenty polskiej gospodarki są względnie dobre. Nie było przesłanek, aby nastąpiły tak duże zmiany złotego - twierdzi członek zarządu Narodowego Banku Polskiego prof. Zbigniew Hockuba. I ocenia, że polski system bankowy jest również stabilny. - Banki notują wyższe zyski niż w ubiegłym roku - powiedział. Zwrócił jednak uwagę, że spada zaufanie wśród uczestników rynku pieniężnego, co powoduje "zamrożenie transakcji pieniężnych między bankami".
W piątek na koniec handlu międzybankowego za euro płacono niecałe 3,82 zł a za dolara 2,96 zł. Frank szwajcarski w popołudniowym handlu wrócił poniżej 2,55 zł, a funt poniżej 4,7 zł.
Źródło: bloomberg.com, TVN CNBC Biznes, IAR
Źródło zdjęcia głównego: Elwir Świętochowski, Rabobank, TVN CNBC Biznes