Będzie negatywna decyzja w sprawie stoczni Gdynia i Szczecin - dowiedziała się TVN24. Polskie zakłady będą musiały zwrócić otrzymaną pomoc publiczną do końca maja 2009 r. Do tego czasu rząd ma czas na sprzedaż ich majątku. Resort skarbu powstrzymuje się od komentarza do czasu oficjalnej decyzji.
Wraz z decyzją o zwrocie nielegalnej - zdaniem Brukseli - pomocy dla stoczni minister skarbu Aleksander Grad otrzyma list od komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes.
Pani komisarz wyjaśni w nim, że proponuje jednocześnie polskiemu rządowi zastosowanie kompromisowego rozwiązania - tego samego, na które zgodził się rząd w przekazanym Brukseli w poniedziałek liście. Oficjalna decyzja zapadnie najprawdopodobniej już w środę - a najpóźniej do końca tygodnia - dowiedziała się TVN24.
Wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik odmówił skomentowania tych informacji, dopóki nie zostanie wydana oficjalna decyzja Komisji Europejskiej.
Czas na zmiany
Dopóki nie minie termin zwrotu pomocy, rząd będzie miał czas na przeprowadzenie zmian w strukturze zakładów. Stocznie mają wyodrębnić majątek trwały, sprzedać go w wolnych przetargach, a z uzyskanych pieniędzy pokryć należności wobec budżetu.
Jak dowiedziała się TVN24, na wieczornym spotkaniu członków gabinetów komisarzy, przedstawiciel komisarz Kroes reklamował proponowane rozwiązanie zapewniając, że zagwarantuje ono więcej miejsc pracy, niż przedstawione Brukseli przez polski rząd plany ratowania obu stoczni. Nie przedstawił jednak konkretnych podstaw do takiego stwierdzenia.
Bruksela nie zaakceptowała wcześniejszych planów uzgodnionych przez rząd z inwestorami, uważając, że stocznie dostaną zbyt dużą pomoc z polskiego budżetu. Jest to uznawane w UE za zakłócanie konkurencji. Zdaniem Komisji, inwestorzy nie byli gotowi do wyłożenia wystarczających sum tzw. wkładu własnego, aby zapewnić bezpieczne i rentowne działanie stoczni.
Pomysł sprzedaży majątku stoczni będzie przedstawiony Polsce w postaci propozycji, ale rząd jest pod ścianą i nie ma innego wyjścia jak się na nią zgodzić, bo w przeciwnym razie, stocznie musiałyby zwrócić nielegalną pomoc, co spowoduje ich upadłość i wyprzedaż majątku przez syndyka.
A co ze stoczniowcami?
Dla pracowników stoczni decyzja Brukseli oznacza niepewność co do zatrudnienia. Ilu z nich znajdzie pracę zależy od sposobu podziału majątku wystawionego do sprzedaży i od nowego inwestora.
Komisja Europejska zaproponuje też możliwość podjęcia działań osłonowych dla zwalnianych pracowników np. przekwalifikowanie, w tym możliwość skorzystania z Europejskiego Funduszu Społecznego.
Dla inwestora kupującego majątek stoczni zgodnie z kompromisowym rozwiązaniem korzystne jest to, iż majątek ten nie będzie obciążony długami stoczni, a także nie będą obowiązywały żadne ograniczenia produkcji. Takie ograniczenia miałyby miejsce, gdyby stocznie kupili inwestorzy zgodnie z wcześniejszym planem rządu, bo byłaby to kara za nielegalnie otrzymaną pomoc.
Związkowcy piszą do premiera
Jak powiedział szef stoczniowej "Solidarności" w Stoczni Szczecińskiej Nowa Krzysztof Fidura, związkowcy domagają się pilnego spotkania z premierem Donaldem Tuskiem. List do premiera z prośbą o spotkanie został wysłany we wtorek.
- Chcemy wyjaśnień w sprawie rozstrzygnięć rządowych i Komisji Europejskiej w kwestii polskiego przemysłu stoczniowego. Czekamy na oficjalne informacje - powiedział Fidura. Dodał, że stoczniowcy szczecińscy są w kontakcie ze strukturami krajowymi "Solidarności" i nie wykluczają protestów.
- Negatywna decyzja KE była zapowiadana od dłuższego czasu. Niepokojące jest to, że nastąpiło nagłe przyspieszenie - dodał Fidura.
Przewodniczący "Solidarności" Stoczni Gdynia, Dariusz Adamski powiedział, że "cokolwiek się wydarzy, są tylko dwa wyjścia - albo bankructwo albo sprzedaż majątku stoczni w częściach". Jego zdaniem, problemem jest to, czy pojawi się inwestor gotowy kupić podzielony majątek zakładu. Podkreślił, że "niezależnie od procedury stoczniowcy będą się bronić, aby nie dopuścić do rozgrabienia majątku".
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: scx.hu