Branża turystyczna liże rany po wybuchu islandzkiego wulkanu, który skutecznie zablokował przestrzeń powietrzną na kilka dni i przyniósł wielkie straty nie tylko przewoźnikom, ale też biurom podróży. Branża szykuje tarczę: - Potrzebna jest zmiana ustawy o dostępie do usług turystycznych - powiedział "Pulsowi Biznesu" Paweł Lewandowski, wiceprezes Polskiej Izby Turystyki.
Kiedy pył wulkaniczny zablokował europejskie lotniska, na całym świecie tłumy turystów utknęły w kurortach. Samych Polaków było wśród nich 8 tys. Koszty ich pobytu pokryć muszą biura podróży.
Jak mówi Paweł Lewandowski, zgodnie z obecną ustawą o dostępie do usług turystycznych, "touroperatorzy ponoszą 100 proc. odpowiedzialności" za problemu klientów. - Tym razem firmy to przeżyją, ale co będzie, jeśli podobna sytuacja zdarzy się w sezonie, kiedy za granicą przebywa 400 tys. Polaków? - pyta w rozmowie z "Pulsem Biznesu".
Podzielić koszty
- Konieczna jest nowelizacja ustawy o usługach turystycznych, która doprecyzuje, kto i w jakim stopniu ponosi koszty w sytuacji wystąpienia siły wyższej - uważa Lewandowski. Zgadza się z nim resort turystyki. - Na pewno trzeba będzie zastanowić się nad zmianą mechanizmu - mówi Jakub Kwiatkowski, rzecznik MSiT.
I podaje przykład niemiecki - za pierwszą noc ekstra spędzoną w hotelu płaci biuro podróży, za kolejne turyści. Wśród możliwości wymienia też obarczenie częścią odpowiedzialności finansowej przewoźników. Zaznacza jednak, że za wcześnie mówić o konkretach.
Biura podróży nie podliczyły jeszcze strat z ostatnich dni. Jak jednak przyznał dyrektor marketingu polskiego oddziału firmy TUI Travel Piotr Haładus, dziennie koncern tracił nawet 7 mln funtów.
Źródło: Puls Biznesu
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA