Rośnie ryzyko wybuchu bańki spekulacyjnej na chińskim rynku nieruchomości. - Może to grozić spowolnieniem, które mogłoby negatywnie wpłynąć na światowy wzrost gospodarczy - informuje CNN Money. Wszystko przez rosnącą ilość złych kredytów, które stały się zagrożeniem - ostrzegają ekonomiści.
Dyskusja na temat bańki nieruchomości w Chinach nie jest niczym nowym. Towarzyszy jej skokowy wzrost cen mieszkań. Medialne doniesienia na temat "miast duchów", czyli nowo wybudowanych osiedli, w których nie ma mieszkańców, coraz częściej pojawiają się w kontekście ostrzeżeń przed kolejną falą kryzysu.
Bańka pęknie?
Wielkość sektora nieruchomości w Chinach szacowana jest na ok. 16 proc. PKB. Niepokój na rynku wywołują ostatnie raporty, w których widać pogarszającą się sytuację deweloperów. Dziś oferują oni duże zniżki, aby szybko sprzedać zalegające nieruchomości. Wszystko przez spadający popyt.
CNN Money podkreśla, że choć deweloperzy działają pod silną presją, to na razie brak jest oznak zbliżającej się niewypłacalności.
Na razie nie bardzo wiadomo, w jakim stopniu zatem narażony jest chiński system bankowy i czy deweloperzy otrzymają pomoc w razie załamania. Wielu Chińczyków traktuje swoje nieruchomości jako inwestycje, a duża część bogactwa gospodarstw domowych to właśnie nieruchomości.
Szok spowodowany spadkiem cen nieruchomości (czasami nawet o 30 proc.) może jednak odbić się też na sektorze bankowym. Dodatkowo rynek nieruchomości jest ściśle powiązany z sektorem produkcji i usług.
Rząd w Pekinie ma kilka możliwości interwencji na rynku. Banki i deweloperzy mogą być dofinansowani, a toksyczne kredyty odcięte od systemu finansowego.
Kontrolują, czy nie
Goście programu Indeks w TVN24 Biznes i Świat rozmawiali na temat sytuacji chińskiej gospodarki. - Mamy kilka sygnałów, że chiński rząd stara się efektywnie rozwiązać problemy swojej gospodarki. Nie mówię tu tylko o rynku nieruchomości, o ich cenach i spadającej sprzedaży, nie mówię tylko o słabszym wzroście, ale też o strefie finansowania pozabankowego, która w ciągu ostatnich lat wzrosła do trzydziestu kilku proc. PKB - mówiła Aleksandra Bluj z Ipopema Securities.
I dodała: - Chińczycy chcieli tak bardzo kontrolować swój pieniądz, że finansowanie musiało wyjść z sektora bankowego, by rozwodnić pieniądz pływający pomiędzy korporacjami z chińskich parabanków do gospodarki. Z tego wyrasta dużo problemów - stwierdziła. Z kolei Arkadiusz Krężel, szef RN Impexmetalu podkreślił, że "Boryszew ma swoją fabrykę w Chinach i my to inaczej odbieramy". - Nie widzimy jakichś specjalnych zagrożeń, dlatego inwestujemy. Nasza fabryka w 2016 roku ma osiągnąć największy poziom i zatrudniać prawie tysiąc osób - zaznaczył. - Chińczycy dość skutecznie regulują sobie poziom wzrostu na poziomie 7,5-8 proc., umiejętnie też schładzają gospodarkę. Załamanie może nastąpić, jeśli koszty pracy wzrosną nadmiernie - ocenił.
Autor: mn//gry / Źródło: CNN Money, TVN24 Biznes i Świat