Dziesiątki odwołanych lotów, setki opóźnionych startów, tysiące zdenerwowanych pasażerów - tak wyglądało w piątek trzecie co do wielkości w Europie lotniko w niemieckim Frankfurcie nad Menem. Powód? Strajk pracowników ochrony.
Związek zawodowy Verdi wezwał do strajku około 5 tys. pracowników odpowiedzialnych za kontrole pasażerów, bagażu i ładunków. W ten sposób chciał wymusić na zarządzie lotniska podwyżkę płac.
Omdlenia, katastrofa, odwołania
W wyniku strajku w terminalu lotniska zapanował chaos. - Latałem tędy trzy lub cztery razy i zwykle było dobrze, ale dzisiaj to katastrofa - mówił David Irvine, 56-letni menedżer, który miał lecieć do Rzymu. Nieodprawieni pasażerowie tłoczyli się przy bramkach kontrolnych. Te obsługiwało tylko ok. 10 proc. pracowników, którzy nie przyłączyli się do strajku. Co więcej, sfrustrowani pasażerowie bezskutecznie próbowali dostać się do punktu medycznego, który w wyniku omdleń osób stojących w kolejkach był wręcz oblężony.
W sumie odwołanych zostało 90 lotów, w tym 40 Lufthansy.
Stras kosztuje
Verdi wydało oświadczenie przepraszając w nim pasażerów za kłopoty. Zaznaczyło jednocześnie, że nie miało wyboru, bo rozmowy płacowe nie zakończyły się porozumieniem. - Dostajemy 11,70 euro za godzinę pracy. Ludzie w Stuttgarcie dostają 14 euro/h, ale to my pracujemy na największym lotnisku w Niemczech i ta praca jest coraz bardziej stresująca - tłumaczy Nsimba Gore, 32-letni ochroniarz. Kolejna runda rozmów o podwyżkach zaplanowana jest na 5 marca.
Autor: rf/klim / Źródło: Reuters