Sprzedaż polskich stoczni w Gdyni i Szczecinie nie jest zagrożona - katarski inwestor nie wycofa się z transakcji - zapewnił w wywiadzie, udzielonym wyłącznie TVN CNBC Biznes, prezes reprezentującej go spółki Polskie Stocznie, Jan de Jonge. Inwestor chce jedynie odsunięcia terminu zapłaty za majątek do 17 sierpnia.
- Jestem pewien, że rezultat będzie pozytywny. Trzeba jednak brać pod uwagę, że cały proces przebiegał pod presją czasu, co bardzo rzadko dzieje się w normalnych warunkach biznesowych. Te ścisłe ramy czasowe wyznaczyła Komisja Europejska, ale pośpiech wiązał się też z zobowiązaniami politycznymi, wymogami polskiego prawa. O tym wszystkim oczywiście wiedzieliśmy, ale byliśmy przekonani, że dotrzymamy tych terminów, co w praktyce nam się nie udało. Oczywiście bardzo tego żałuję, ale lepiej dobrze przejść przez ten proces niż popełnić błędy i później mieć kłopoty z rewitalizacją stoczni, ze względu na wady prawne, których nie udało nam się odkryć - mówi TVN CNBC Biznes prezes spółki Polskie Stocznie Jan de Jonge.
Katarski inwestor w stoczniach chce przeprowadzić dodatkowy audyt, by wykluczyć wady prawne. Skłoniło go do tego między innymi Szczecińskie Stowarzyszenie Obrony Stoczni, które napisało w wysłanym do niego liście, że stocznia, której majątek kupuje, powstała bezprawnie i była pralnią brudnych pieniędzy.
Minister Aleksander Grad nazwał pismo stowarzyszenia "jawnym sabotażem" i liczy na zbadanie go "pod każdym kątem". - List wywołał duże zamieszanie, mimo że audyt prawny i analizy były wcześniej zrealizowane. Nasz inwestor na życzenie banków, które są gwarantami transakcji, poprosił o dodatkową analizę prawną i czas na to, by on i instytucje finansowe mogły się z tym zapoznać - mówił minister.
Źródło zdjęcia głównego: TVN CNBC BIZNES