Jeszcze klika lat temu tego typu wezwania uznano by za populizm. Dziś, gdy globalną gospodarką wstrząsa druga fala kryzysu, koncepcja repolonizacji banków działających na naszym rynku zyskuje coraz więcej zwolenników.
O tym, że banki funkcjonujące na polskim rynku powinny znajdować się w krajowych rękach, coraz głośniej mówią ekonomiści i bankowcy, których trudno uznać za zwolenników rozwiązań populistycznych.
Jako jeden z pierwszych zaczął o tym mówić liberał z krwi i kości, szef Rady Gospodarczej przy premierze, Jan Krzysztof Bielecki. Już w czerwcu w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" stwierdził, że "sektor bankowy powinien być bardziej zrównoważony, jeśli chodzi o udział w nim inwestorów zagranicznych i krajowych". Co ciekawe, Bielecki sam przez lata pracował w banku Pekao, który należy do zagranicznej grupy finansowej Unicredit.
Działające w Polsce banki powinny trafiać w polskie ręce. Należy ograniczyć możliwość transmisji kłopotów z zachodnich instytucji do polskiego sektora bankowego. Mariusz Grendowicz
W podobnym tonie wypowiada się Mariusz Grendowicz, inny bankowiec związany w przeszłości z bankami, których centrale znajdowały się poza granicami naszego kraju - m.in. BRE i BPH, które należały do Niemców z Commerzbanku i HVB. - Działające w Polsce banki powinny trafiać w polskie ręce. Należy ograniczyć możliwość transmisji kłopotów z zachodnich instytucji do polskiego sektora bankowego – przyznał niedawno Grendowicz.
Za powrotem banków w polskie ręce stanowczo opowiedział się też były wiceminister finansów Stefan Kawalec. Na początku listopada w obszernym artykule zamieszczonym na należącym do Narodowego Banku Polskiego portalu ObsewatorFinansowy.pl, Kawalec pisze: "Polski sektor bankowy, inaczej niż w innych dużych krajach Unii, jest zdominowany przez banki kontrolowane z zagranicy. Kapitał, nowoczesne struktury i produkty – takie przez wiele lat były tego atuty. Kryzys finansowy w świecie weryfikuje ten pogląd. Udział banków należących do międzynarodowych grup bankowych jest obecnie zbyt duży, trzeba go zmniejszyć".
Również były szef KNF Stanisław Kluza kilkakrotnie podkreślał potrzebę "udomowienia" polskich banków.
Polski sektor bankowy, inaczej niż w innych dużych krajach Unii, jest zdominowany przez banki kontrolowane z zagranicy. Kawalec
Ponad 2/3 rynku
Obecnie aż 70 proc. aktywów polskiego sektora bankowego należy do instytucji kontrolowanych przez zagraniczny kapitał. Pekao, ING Śląski, BZ WBK, Millennium, Kredyt Bank, Citi Handlowy - to tylko niektóre z nich. W krajowych rękach pozostaje jedynie należący do Skarbu Państwa PKO BP, banki z grupy Leszka Czarneckiego Getin Noble, BOŚ i banki spółdzielcze.
Jak argumentują zwolennicy repolonizacji polskiego sektora bankowego, początkowo udział inwestorów zagranicznych w naszym rynku, był pozytywny. Pozwolił na szybki rozwój naszych banków, ich oferty i kadr. Teraz, gdy nasz rynek jest już odpowiednio rozwinięty, zagraniczni właściciele są kulą u nogi. Tym bardziej, że na zachodzie szaleje kryzys, który z Polską obchodzi się na razie łaskawie.
Nie pożyczają
Jak zauważa Kawalec, struktura właścicielska polskiego sektora bankowego sprawia, że w czasie kryzysu zaburzone zostają jego podstawowe funkcje - gromadzenia depozytów i udzielania kredytów.
Bank będący częścią międzynarodowej grupy bankowej kieruje się w swojej działalności na rynku polskim nie tylko oceną sytuacji i perspektyw polskiej gospodarki oraz własną sytuacją finansową, lecz również sytuacją całej grupy bankowej. kawalec2
"Bank będący częścią międzynarodowej grupy bankowej kieruje się w swojej działalności na rynku polskim nie tylko oceną sytuacji i perspektyw polskiej gospodarki oraz własną sytuacją finansową, lecz również sytuacją całej grupy bankowej. W efekcie, problemy w gospodarce kraju macierzystego grupy lub problemy finansowe grupy mogą istotnie zakłócić wykonywanie przez bank zależny funkcji pośrednictwa finansowego w Polsce. W efekcie światowego kryzysu finansowego, USA i państwa Unii Europejskiej, a więc kraje, w których umiejscowione są centrale grup bankowych kontrolujących ponad dwie trzecie aktywów polskiego sektora bankowego, znalazły się w 2009 roku w recesji. W konsekwencji działające w Polsce międzynarodowe grupy bankowe odnotowały na swoich rynkach macierzystych poważne straty i musiały korzystać z pomocy rządowej. I mimo, że Polska jako jedyny kraj w Europie odnotowała w 2009 roku realny wzrost PKB (o 1,7 proc.), działające w Polsce zagraniczne grupy bankowe ograniczyły kredyt dla polskich przedsiębiorstw" - pisze Kawalec.
W jego ocenie zbyt duży udział podmiotów zagranicznych w polskim sektorze bankowym ma tez inne negatywne konsekwencje. Stwarza bowiem problemy z finansowaniem polskiego długu publicznego (zagraniczne banki są dużym uczestnikiem rynku obligacji), a także ogranicza rozwój karier polskich bankowców, którzy często - nawet kierując bankiem w Polsce - muszą stosować się do zaleceń zagranicznej centrali.
Kto kupi?
Problem w tym, że repolonizacja naszych banków nie jest procesem łatwym do przeprowadzenia. Choć kilka naszych banków w najbliższym czasie może trafić pod młotek (Millennium, Kredyt Bank, być może Alior), pojawia się pytanie, kto wyłoży ogromne pieniądze potrzebne na ich zakup.
Kiepskim rozwiązaniem wydaje się nacjonalizacja banków. - Nie jestem zwolennikiem rozwiązań nacjonalizacyjnych ani pseudonacjonalizacyjnych, a wręcz twierdzę, że w świecie, w którym wszystkie kraje walczą o zwiększenie napływu inwestycji bezpośrednich, absurdalne byłoby wykupywanie udziałów od dużych inwestorów zagranicznych z niewielkich zasobów kapitałów krajowych - stwierdził we wczorajszej rozmowie z "Rzeczpospolitą" Grendowicz.
Nie jestem zwolennikiem rozwiązań nacjonalizacyjnych ani pseudonacjonalizacyjnych, a wręcz twierdzę, że w świecie, w którym wszystkie kraje walczą o zwiększenie napływu inwestycji bezpośrednich, absurdalne byłoby wykupywanie udziałów od dużych inwestorów zagranicznych z niewielkich zasobów kapitałów krajowych grendowicz
"W banku kontrolowanym bezpośrednio lub pośrednio przez Skarb Państwa los menadżerów jest uzależniony od ich relacji z politykami i kalendarza politycznego. Stwarza to poważne ryzyko dla efektywności i stabilności funkcjonowania instytucji finansowej, gdyż utrudnia koncentrację zarządów na tworzeniu i realizacji efektywnej strategii biznesowej instytucji, a w niektórych sytuacjach czyni zarządy podatnymi na realizacje oczekiwań politycznych" - zauważa z kolei Kawalec.
A może PZU?
Kto zatem mógłby zatem "odbić" nasze banki z zagranicznych rąk? Zdaniem ekspertów możliwości jest kilka: rozproszenie akcjonariatu, przejęcie przez inny silny polski bank (np. banki z grupy Leszka Czarneckiego), czy wreszcie przejęcie przez fundusz typu private equity (patrz ramka), który stanie na czele konsorcjum inwestorów instytucjonalnych.
- Patrząc na obecną sytuację, wydaje się, że fundusze private equity, które dysponują sporymi kwotami, mogą być bardziej stabilnym partnerem niż europejskie grupy bankowe, które przez najbliższych kilka lat borykać się będą z kłopotami finansowymi - zauważa Grendowicz.
Kawalec wśród potencjalnych inwestorów wymienia również OFE, które dysponują dużymi pieniędzmi. Inwestorem spoza branży mogłoby być także PZU. Wczoraj podczas prezentacji wyników jego wiceprezes ds. inwestycyjnych Ryszard Trepczyński nie wykluczył, że ubezpieczyciel mógłby wziąć udział jako inwestor finansowy w przejęciu banku. - Interesuje nas udział, powiedzmy, 40-proc. Taki, by oddać komuś zarządzanie, ale mieć wgląd w biznes - tłumaczył. Jak dodał, rozmowy z inwestorami zainteresowanymi przejęciami banków w Polsce już trwają.
Fundusz Private Equity to fundusz inwestycyjny, który gromadzi środki od wielu inwestorów, a następnie inwestuje je w papiery wartościowe spółek, zwykle nie notowanych na publicznym rynku papierów wartościowych. Poprzez dokapitalizowanie przedsiębiorstwa funduszy dążą do poprawy rentowności i zwiększenia wartości spółki. Fundusz PE po tym jak poprawi kondycję finansową spółki i zrealizuje zysk, zazwyczaj wychodzi z przedsiębiorstwa. pe
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24